1
październik 1995
Jestem potworem.
Na moment moje sumienie pokryła
warstwa lodu, a uczucia skłębiły się w jedną wielką chmurę furii. Jeszcze nigdy
nie doświadczyłam takiego stanu. Chyba nie byłam sobą, zrzuciłam ludzką skórę i
przemieniłam się w rogatą bestię. Nie chciałam wierzyć, że to właśnie moje
prawdziwe ja.
Nie jestem potworem.
Klątwa coraz mocniej zaciskała palce
na ciele Debby. Dziewczyna trzęsła się w ogniu gorączki, po polu jej czoła
płynęły wąskie rzeki potu, a krztuszenie przerodziło się w potworny charchot,
jakby Kidam chciała wypluć z siebie język. Powinnam być w tej chwili przerażona
lub rzucić się jej na pomoc, ja tymczasem stałam jak posąg, zdolna pomyśleć
jedynie o tym, że moja rywalka straciła teraz swój urok, że odebrałam jej
pewność siebie, że nadałam jej żałosnego wyglądu.
- Na Merlina! – rozległ się
przepełnionym zdumieniem i strachem głos bibliotekarki – pani Pince, która
wyłoniła się zza pobliskich regałów, widocznie zwabiona hałasem. Jej rozpostarte
do rozmiarów kafli oczy skakały przez chwilę od klęczącej Debby do
niewzruszonej mnie, usiłując pochwycić rozwiązanie tej sceny. Następnie kobieta
podbiegła do cierpiącej i za pomocą swoich rąk starała się ją podnieść z
drewnianej podłogi.
Ten czyn wyrwał mnie z ram chłodnego
otępienia. Zamrugałam, jakby ruchy rzęs miały rozproszyć mrok w moim sercu i
przywrócić mi zdolność ludzkiego myślenia.
Pod palcami wyczułam ciężar różdżki,
której głowica wciąż była zwrócona ku Debby, niczym paszcza smoka. Natychmiast
skryłam ją w głębi mojej kieszeni, a potem, chcąc odgrodzić się od napływu
myśli, skupiłam się na pomocy przyjaciółce. Pani Pince zmierzyła mnie surowym
wzrokiem, lecz nie protestowała, bym użyczyła dziewczynie swojego ramienia, tym
samym pozwalając na jej przemieszczenie.
- Do skrzydła szpitalnego! –
zawołała piskliwie bibliotekarka. Na potwierdzenie skinęłam głową. Podtrzymując
z dwóch stron mdlejącą Debby, niezdarnym krokiem przemierzałyśmy korytarze
szkoły, aż nie znalazłyśmy się pod bezpiecznym kloszem sali szpitalnej. Ku nam
rzuciła się pani Pomfrey w swoim białym fartuchu pielęgniarki.
- Co się stało?! – zapytała, a ja
dostrzegłam w jej twarzy cień lęku. Spocone czoło przyjaciółki oparło się o
moje ramię, rozlewając okrąg gorąca po powierzchni styku. Czułam na swojej
skórze jej cierpienie. Coś boleśnie zapiekło mnie w oczach, roztaczając wokół
siebie słoną woń.
- Trafiła ją klątwa Morgotis! – wykrzyczałam pośpiesznie, a
przez mój głos przebiła się rozpacz. Pielęgniarka rzuciła mi naznaczone zdumieniem
spojrzenie, które zaraz przybrało barwę zapału. Kazała mi położyć Debby na
łóżku, a sama rozpoczęła szukanie odpowiednich mikstur leczniczych. Wierzyłam,
że mądrość pani Pomfrey pokona macki klątwy i przywróci dziewczynie zdrowie.
Ja sama spoczęłam na pobliskim
krześle i splotłam dłonie w nerwowym geście. Słyszałam głośny rytm uderzeń
mojego serca. W głowie pulsował mi jakiś ból, powodowany stosem niespokojnych
myśli. Wiedziałam, że na mój kark wkrótce spadnie topór sprawiedliwości.
Czy jestem potworem?
***
Pani Pince zawiadomiła o całej
sprawie dyrektora. Nie łudziłam się, że będzie inaczej, ale i tak czułam obawę
przed moją przyszłością. Pozwoliłam sobie tylko ostrzyć nadzieję, że nie
zostanę wydalona ze szkoły. W końcu mój czyn był godny kary, ale nie powinien
przekreślać szansy na ukończenie edukacji. Chciałam wierzyć, że pozostanie
jedynie czarną plamą na jasnym papierze mojego życia.
Dumbledore zjawił się w skrzydle
szpitalnym niedługo po tym, jak Debby zapadła w niespokojny sen. Popękane od
starości usta nie układały się w żaden cień uśmiechu, choć jego minę mogłam
uznać za łagodną. Niepokoiły mnie oczy mężczyzny – ich błękit zdawał się
przenikać moją cielistą skorupę i docierać do obszarów duszy, która przecież
nie mogła się poszczycić krystaliczną czystością.
Zaciskałam usta, chowając się za
ścianą milczenia. Nie próbowałam zaprzeczać, że jestem winna – doskonale
czułam płaszcz grzechu, ciążący na moich ramionach. Po prostu nie potrafiłam
utkać słów, które pasowałyby do tej sytuacji. Chyba nadal tkwiłam w szponach
szoku i wstydu.
Dumbledore przemawiał do mnie głosem
wyścielonym spokojem, w którym jednak słyszałam nutę nagany. Zadawał pytania, w
jakich okolicznościach doszło do wypadku, skąd znałam to zaklęcie, czy żałuję
swojego występku.
Odpowiedzi udzielałam z
pozostawionym na podłodze spojrzeniem.
Największy problem miałam z
przypomnieniem sobie, z jakiego źródła wiedziałam o klątwie Morgotis. Wiedziałam, że musiało być to
w książce, dotykającej zakresu czarnoksięstwa. Możliwe, że odrabiając zadanie
na zajęcia obrony przed czarną magią, formułka tego zaklęcia bezwiednie
przepłynęła przez mój umysł i, zamiast z niego wypaść jak nieprzydatny śmieć,
osiadła się gdzieś na dnie pamięci, czekając na odpowiednią chwilę. A może
znawstwo tej klątwy wcale nie zawdzięczałam książce, tylko opowieściom taty? W
końcu sprawując posadę aurora, natykał się na wiele śladów czarnej magii, o
których czasem mi wspominał, gdy jego postanowienie zachowania tajemnic
zawodowych stapiały moje nasycone ciekawością spojrzenia.
Jednakże tą drugą opcję postanowiłam
zachować dla siebie – wpędzenie taty w kłopoty lub postawienie go w złym
świetle było czymś, czego zdecydowanie unikałam.
Moje słowa dyrektor skomentował
skinięciem głowy. Po prostu. Żadnych krzyków, gróźb, kazań. Widocznie chciał
zobaczyć, jak podchodzę do tej sprawy, a skoro w moich oczach pływała skrucha,
to znaczy, że działałam jedynie pod wpływem emocji. Jeżeli otoczona przez
samotność rozważę swoje czyny, zmądrzeję i zapobiegnę ich powtórzeniu. Coś w
twarzy starca wyrażało nadzieję na takie zakończenie tego problemu. Przyjęłam
jego propozycję z ulgą. Okazało się jednak, że profesor wierzy w moje dobre
serce, ale zamierza wyciągnąć konsekwencje – właściwie mogłam się tego
spodziewać. Przewinienie zawsze wiąże się z karą.
Będę musiała sprzątać lochy przez
upływ najbliższego miesiąca, a Dumbledore napisze wiadomość do mojego opiekuna.
Bardziej zaniepokoiła mnie ta druga
perspektywa – wiedziałam, że tata się zdenerwuje. Rzadko kiedy miał ze mną
problemy i nieczęsto atakował mnie gniewem, jednakże rzucenie klątwy przez
córkę w oczach aurora musiało być wyjątkową hańbą, która zapiecze serce mojego
ojca i wywoła w nim wybuch złości.
Musiałam się przygotować na pociski
nagany.
***
Cały dzień nie wystawiłam stopy poza
skrzydło szpitalne.
Pani Pomfrey wlała do organizmu
Debby wiele leczniczych płynów, które pchnęły ją w stan głębokiego snu.
Nastąpił kres drgawek i krztuszeń, choć gorączka wciąż trawiła ciało
dziewczyny. W ciszy sali dryfowały dźwięki jej nierównego oddechu.
Obiecałam sobie, że będę trwać przy
przyjaciółce, czuwać na jej stanem i być gotowa zareagować na wszelkie
pogorszenie. Miałam w nosie lekcje, na których dziś zapisano moją nieobecność. Nie
dbałam też o to, co pomyślą sobie o mnie uczniowie, do których uszu dotarły
plotki o tym…wypadku. No, z jednym wyjątkiem. Obawiałam się, jakie zdanie
będzie miał teraz o mnie Bradley. Straciłam nad sobą panowanie i zaatakowałam
jego dziewczynę, a więc jeżeli wcześniej kwitła jakaś nadzieja na odwzajemnienie
uczucia, to po dzisiejszym byłam spalona w jego oczach.
Ale to chyba nie ta sprawa
wywoływała we mnie największy ból.
Najmocniej ściskało mnie za serce
to, że zazdrość wydrapała mi oczy rozsądku i moralności. Oczywiście miałam
prawo zezłościć się na Debby, miałam prawo rzucić w jej stronę obelgi, ale
zagrożenie jej zdrowiu było już przekroczeniem granicy. Nie wiedziałam, kim
była ta dziewczyna, która wypełza ze mnie i wypowiedziała formułkę klątwy. Nie
wierzyłam, że to ta sama, która teraz kryje twarz w dłoniach i która martwi się
o stan zdrowia przyjaciółki. Przecież zło nie leżało w mojej naturze – nigdy
nie chciałam nikogo skrzywdzić.
Ale natrętny szept w głowie
przypominał mi o czymś, do czego przyznanie w jasnym świetle dnia nigdy nie
wyszłoby z moich ust, a nawet nie chciało uformować się w głowie jako spójna
myśl. Że podczas tego ulotnego momentu moim pragnieniem było poczucie podmuchu
władczości i siły. Że uniesiona różdżka oraz decydowanie o losie nieszczęśnicy
wlewało we mnie upojną satysfakcję. Że miałam wówczas wrażenie, iż wreszcie
jestem kimś wartościowym. Tę chwilę słabości wolałam zagrzebać w pamięci, aby
nikt nie miał o niej wiedzy, nawet ja.
Czy emocje mogą tak bardzo zmienić
człowieka?
Jak mogę teraz spojrzeć w lustro,
nie widząc w nim splamionego winą oblicza?
Czy Debby i Bradley będą mogli
obdarzyć mnie przebaczeniem?
W tym smętnym czuwaniu nad śpiącą
moimi jedynymi towarzyszami były wątpliwości.
Bradley przyszedł, gdy niebo za
oknami nabierało atramentowej barwy.
Nie musiałam unosić głowy, aby
wiedzieć, że zbliżające się kroki należą do niego – zawsze stawiał stopy w
charakterystycznym rytmie.
Moje ciało momentalnie zamieniło się
w napiętą strunę. Nie mogłam zdobyć się na to, aby spojrzeć mu w oczy.
- A więc faktycznie śpi…- odezwał
się chłopak. W jego głosie pobrzmiewał ulga i troska jednocześnie. Oczywiście
całą uwagę skupił teraz na swojej ukochanej, podchodząc do jej łóżka i muskając
palcem jej ciepły policzek w czułym geście. Zacisnęłam mocniej usta. – Jest
silna, wyjdzie z tego…
Skinęłam ledwo zauważalnie głową,
wciąż chowając głos w głębi gardła. Poczułam, że wzrok Bradley’a przenosi się
na moją twarz, rozlewając po niej ciepło.
- Chciałem przyjść, gdy tylko się
dowiedziałem o tym wypadku, ale na dziś miałem napięty grafik. Oczywiście
rozwaliłbym go bez zastanowienia, gdybym wiedział, że moje odwiedziny coś dadzą
– westchnął przeciągle, ukazując swoje zmartwienie całą sprawą. - Słyszałem jednak, że Debby jest pogrążona we
śnie…
Miałam ochotę parsknąć histerycznym
śmiechem. Kochałam to, że nawet w takiej sytuacji Bradley potrafił błysnąć
inteligencją. Nie leciał jak głupi do skrzydła szpitalnego, gdy tylko mu
powiedziano o wypadku jego dziewczyny, olewając wszystko inne. Nie. On
wykorzystał całą wiedzę, którą otrzymał i postanowił najpierw wykonać swój
grafik, a potem dopiero odwiedzić śpiącą ukochaną. Jaki cel miało siedzenie nad
jej łóżkiem i słuchanie jej oddechu?
Ale to nie ta kwestia była teraz
najważniejsza. Zastanawiałam się, jaką głupotą musiałam być opatulona po tym
wszystkim w oczach Bradley’a.
- Fiono?
Mój wzrok wykonał ciężki wysiłek
fizyczny, uniósł się i skrzyżował ze spojrzeniem chłopaka. Mięśnie jego twarzy
były napięte, brwi zmarszczone w podejrzliwości, ale w oczach mieniła się
niepewność. Ulga, że Gryfon nie promieniował do mnie gniewem czy odrazą, była
tak duża, że pchnęła mnie do otworzenia ust z zamiarem błagania o przebaczenie.
Nie zdążyłam jednak zabrać głosu – Bradley koniecznie chciał zadać mi pewne
pytanie.
- Czy zrobiłaś to celowo?
Moje oczy rozszerzyły się w
zaskoczeniu. Przez jeden moment miałam ochotę zaprzeczyć i powiedzieć, że to
był cholerny wypadek, że nigdy nie chciałabym skazać Debby na cierpienie. Ale w
kolejnej chwili poczułam, że nie chcę już więcej nakładać fałszywych masek na
twarz w obecności Bradley’a. Dosyć tej szopki. I ja nie miałam na nią siły, i on
zasługiwał na dawkę szczerości. Tym bardziej, że moje serce już od dawna
pragnęło odkryć swoje karty względem niego.
- Tak. Chciałam zadać jej ból za to,
co mi zrobiła - Nie opuściłam wzroku, a mój ciemny, lekko zaokrąglony łuk brwi ściągnął
się pod dotknięciem rozpaczy. – Za to, że ukradła mi ciebie.
Jego złote brwi z kolei się uniosły,
a na twarzy wykwitło zdumienie. Chłopak zamrugał kilkakrotnie, przenikliwie
patrząc na moje splecione nerwowo dłonie, smutną minę i rumieńce na policzkach.
W jego oczach pojawił się błysk zrozumienia, a potem współczucia i smutku.
Chyba szukał w ustach odpowiednich słów do skomentowania mojego wyznania, ale
nie potrafił ich znaleźć, więc zawiesił między nami most milczenia.
Odwróciłam twarz do okna. Jego
reakcja mimowolnie wbijała w moje serce szpileczki bólu. Ale wiedziałam, że tak
będzie.
- Żałosne, co? Zakochana
przyjaciółka, którą zaślepiła zazdrość… - mruknęłam z nutą ironii, nie mogąc
dłużej znieść tej ciszy.
Drgnęłam, bo niespodziewanie
poczułam na ramieniu ciepłą rękę Gryfona. Bradley zajął miejsce na krześle obok
mnie, przybierając jedną z jego poważniejszych min.
- Dobrze, że mi to powiedziałaś,
Fiono. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ją skrzywdziłaś. Zawsze wydawałaś mi się
najmilszą osobą na świecie – uniósł lekko kąciki ust. Mówił do mnie spokojnie,
cicho, bez złości. - Teraz już znam prawdę i widzę, że nie jestem bez winy.
Ostatnimi czasy nie zachowywałem się jak dobry przyjaciel. Uczucie przymknęło
mi oczy na twój stan. Ja… - Przez jego twarz przepływał splot zagubionych
myśli. Sytuacja, na której obecnie się staliśmy, była krępującym i niepewnym
gruntem. Nie potrafiłam znaleźć pomysłu
na odpowiednie zachowanie, Gryfon również. Wydawało mi się, że na jego ustach
zawisły przeprosiny, jednakże powstrzymał je płomyk gniewu. Mój czyn nie mógł
się obejść bez echa w naszych relacjach. – Przecież wiesz, że klątwa nie jest
rozwiązaniem w takiej sprawie.
- Tak, wiem, że przeciw miłości
magia nic nie zdziała – dopowiedziałam, czując w oczach morze gorących łez.
Chłopak zagryzł wargę w sekundowym zakłopotaniu. Potem jego zdenerwowane tęczówki
zabarwiły się czułością. Wziął w płuca głęboki wdech, jakby chcąc rozproszyć
złe cienie wokół naszych postaci.
- Posłuchaj, Fiono. Bez względu na
to, co zrobisz, jesteś dla mnie ważna. Rozumiesz?
- Wybaczasz mi? – Nie kryłam
niedowierzania.
- Zawszę ci wszystko wybaczę –
szepnął niespodziewanie. Ramiona chłopaka przyciągnęły mnie do jego torsu,
otulając mnie swoim ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Zadrżałam w szlochu
wzruszenia, a Bradley, aby mnie uspokoić, oparł brodę o czubek mojej głowy. Miałam
wrażenie, że roztapiam się w gorącą i jaśniejącą mgłę, która wzleciałaby ku
niebu, gdyby nie była zamknięta w uścisku blondyna.
W myślach otrzepałam jego postać ze
strzępów obleg i przekleństw, którymi rzucałam w niego, chcąc dać upust złości.
Myliłam się w swoich ocenach. A jednak świat nie jest aż tak okrutny, jak mi
się zdawało.
W tej chwili poczułam, że moje serce
będzie biło tylko na niego. Że zrobię wszystko, aby był ze mnie dumny. Że nigdy
nie porzucę okolonego nadzieją obrazu naszej wspólnej przyszłości.
Wspólnej przyszłości pod pieczą
miłości lub przyjaźni.
***
2
październik 1995
Sowa od dyrektora, niosąca w dziobie
wiadomość o moim przewinieniu, nie leniuchowała podczas lotu i dotarła do
mojego ojca wystarczająco szybko, by następnego dnia mógł osobiście zjawić się
w progach Hogwartu. Właściwie spodziewałam się, że będzie wolał załatwić tę
sprawę rozmową w cztery oczy, niżeli pisemną korespondencją, ale to nie
zmniejszało mojego zdenerwowania.
Tata był drugim mężczyzną, którego
zdanie brałam sobie do serca. Zawsze chciałam dostarczać mu powody do dumy, a
wszelkie kłótnie szybko gasiłam, nim ich ogniste macki zniszczyłby coś w
naszych relacjach.
Teraz jednak czułam, że moje
przeprosiny nie przykryją całej sprawy.
Tata oczekiwał mnie następnego ranka
na dziedzińcu przed drzwiami do zamku, w otoczeniu pasma jasnej mgły i blasku
wschodzącego słońca. Jak zwykle miał w na sobie nutę elegancji pod postacią
ciemnego płaszcza. Już z daleka dostrzegłam, że jego sylwetka jest nienaturalnie
wyprostowana, co świadczyło o zdenerwowaniu. W jego okolonej poskręcanymi, brązowymi
kosmykami twarzy widziałam spokój, jednak czułam, że to tylko maska, pod którą
kryją się prawdziwe uczucia względem tej sytuacji.
- Nie przeszkodziłem ci w lekcjach?
– zapytał, nie gubiąc charakterystycznej troski o mnie. Jednakże do jego głosu
wkradła się jakaś nienaturalna, napięta nuta.
- Nie, jeszcze się nie zaczęły –
poinformowałam, uśmiechając się ostrożnie. Na mężczyznę widocznie podziałało to
jak płachta prowokacji, gdyż zmarszczył groźnie brwi i przyszpilił mnie
wzrokiem swoich zielonych oczu.
- Chyba nie muszę mówić, że twoje
zachowanie było karygodne – Dawno nie słyszałam u niego takiego tonu. Przez
moment miałam zamiar popaść w płacz, na wzór małej dziewczynki, która nie chce
widzieć zawodu w oczach ojca, ale szybko nakazałam sobie trzymać nerwy na
wodzy. Byłam niemal pełnoletnia i musiałam zachowywać się odpowiednio do
swojego poziomu wiekowego.
- Ja…wiem – zdołałam tylko
wykrztusić. Nie zamierzałam zasłaniać się usprawiedliwieniami. Tata powinien
wyczytać z mojej twarzy, że jest mi przykro.
- W tym momencie zawiodłem się na
tobie – mruknął mężczyzna. Nieco zdziwiła mnie intensywność jadu w jego głosie.
Miał prawo się złościć, ale nagana też posiadała swoje granice, których on
nigdy nie przekraczał. Do teraz. Zachowywał się, jakbym już była zapalczywą
fanką czarnej magii.
- Tak, ja sama też siebie zawiodłam
– odparłam, a w moim głosie znalazły się jakieś nuty pewności siebie.
- Co da taka pusta gadanina?!
Dziewczyno, ty rzuciłaś na nią klątwę! Wiesz, że jeszcze jeden krok i mogłabyś
wylądować w więzieniu?! – Przez twarz ojca przetoczyły się fale wzburzenia,
które prysnęły również i na mnie.
- Nie przesadzasz czasem, tato?! To
był wypadek!
- Oczywiście! A w wypadkach ludzie
giną! – W oczach ojca pojawiły się jakieś błyski niechęci, a wręcz nienawiści.
Na ten moment zdawał mi się kimś zupełnie obcym.
- Nie potępiaj mnie za jeden grzech!
– warknęłam, dotknięta jego niepokojącym spojrzeniem.
- Potępiam grzechy twojej matki!
Zmarszczyłam brwi w zdumieniu; przez
gardło nie chciało mi przejść pytanie; byłam zbita z tropu. Tata zamrugał
kilkakrotnie, jakby nagle wypadł z objęć jakiegoś amoku, a rysy jego twarzy
zaczęły łagodnieć. Powrócił mój dawny rodziciel, ale ja wciąż nie mogłam
zapomnieć tego nowego.
- Mam szczerą nadzieję, że
zrozumiałaś swój błąd – szepnął, nie komentując ostatniej sceny. Automatycznie
skinęłam głową na potwierdzenie, z ulgą witając zmianę jego nastroju. – A zatem
pójdę już. Liczę, że więcej nie będę musiał otrzymywać takich powiadomień o
twoim zachowaniu. Miłego dnia, Fiono.
- Tobie też – użyłam sporo energii,
aby mój głos nie zdradził poruszenia, które panowało wewnątrz mnie. Spoglądałam
przymrużonymi oczami na oddalającą się postać ojca, czując, że z nas dwóch nie
tylko ja mam coś na sumieniu.
Wybaczcie, że trochę trzeba było
czekać na ten rozdział. Chciałam go doszlifować.
Kwestia Bradley’a jest dla mnie dość
delikatna. Nie wiem, czy podoba Wam się taki obrót spraw, jednakże ja
planowałam go już od początku. Postanowiłam trzymać się wcześniejszych założeń,
choć może są one zbyt…nierealne.
Z tego, co widziałam, Gryfon nie
zrobił na Was zbyt dobrego wrażenia. Teraz chyba Wasze zdanie o nim zmieni
się na lepsze. Czekaliście na przedstawienie jego punktu widzenia, więc macie, a jeżeli czujecie
niedosyt to dodam, że ciąg dalszy przybliżania Wam jego postaci nastąpi w
kolejnym rozdziale.
A dla tych, którzy czekają na pełny
opis wyglądu Fiony – także w kolejnej notce!
Końcowa scena jest wprowadzeniem do
tajemnicy rodziny Fiony :)
Pozdrowienia ;*
Bardzo mi się podoba, nie spodziewałam się, że Bradley jej wybaczy. Nie spodziewałam się też, że Fiona będzie czuła taką skruchę, ale to w końcu bądź co bądź jej przyjaciółka, nie tak traktuje się takich ludzi. Ciekawa jestem co ojciec dziewczyny miał na myśli mówiąc takie rzeczy, mam nadzieję, że kiedyś nam to wyjaśnisz. Po za tym jak zawsze super odzwierciedlasz uczucia bohaterki, w pewnym momencie sama miałam wrażenie, że zaraz zacznę płakać, tak strasznie zrobiło mi się przykro.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i liczę na to, że nowy rozdział pojawi się niedługo. U mnie 5 rozdział jakby co ;)
Heh, po raz kolejny jako pierwsza odpowiedziałaś na powiadomienie :P
UsuńDziękuję Ci ślicznie za miłą opinię. Cieszę się, że udało mi się wywołać w Tobie emocje.
Z pewnością dowiecie się, co miał na myśl tata Fiony. Ta tajemnica bowiem buduje po części tę histrię.
Pozdrawiam ^^
Mi się ten rozdział podobał bardzo. Przeczytałam go dosłownie jednym tchem, najlepszy z dotychczasowych na tym blogu ^^. Opisy uczuć to jest to, co wychodzi ci naprawdę dobrze, i bez wątpienia są one dużym atutem tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńByłam bardzo ciekawa, jak się potoczy sytuacja po tym, jak Fiona rzuciła urok na Debby. W ogóle, świetnie oddałaś plątaninę jej uczuć najpierw, kiedy patrzyła na dziewczynę, a potem, kiedy już rozmawiała z Dumbledorem, ojcem oraz samym Bradleyem.
Uważam, że w obecnej sytuacji żadna z nich nie jest bez winy i każda postąpiła wobec drugiej źle. Debby zrobiła źle, że powiedziała przyjaciółce coś takiego, a Fionę po prostu poniosły emocje i nie do końca myślała o tym, co robi. Mogło się to źle skończyć, ale jako osoba bardzo porywcza i nerwowa, potrafię ją zrozumieć i nie potępiam jej postępowania.
Widać jednak, że Fiona odczuwa skruchę. Nawet po tak chamskim potraktowaniu przez Debby, dziewczyna czuwa przy niej i martwi się. Dumbledore pewnie też wyczuł, że nastolatka żałuje swojego postępku, jednak nie mógł tego zostawić ot tak. Byłam ciekawa rozmowy z Bradleyem i teraz mam o nim trochę lepsze zdanie. Dobrze, że nie potępił Fiony a zrozumiał ją, i choć pewnie nie ma co liczyć na miłość między nimi, kiedy tamten jest z Debby, to może jednak zaistnieje pomiędzy nimi chociaż przyjaźń? Choć ciekawe, jak potoczy się dalej sytuacja pomiędzy tą dwójką, i jak zareaguje Debby, kiedy się obudzi. Nie mniej jednak, Fiona powinna być ostrożna w obchodzeniu się z tak fałszywą osobą, choć może ta kłótnia też coś zmieni w ich relacjach? Czasem tak jest, że żeby coś wróciło do normy, najpierw musi wydarzyć się coś nieprzyjemnego.
Spotkanie z ojcem było dość sztywne, widać, że nie mają oni między sobą bardzo bliskich relacji. Ojciec odnosi się do Fiony z chłodem i dystansem, i w pewnym sensie jest nią rozczarowany i nie potrafi do końca jej zrozumieć. I jestem bardzo ciekawa, o co chodzi z tą matką i z tą tajemnicą rodzinną... Uwielbiam takie wątki. Na pewno będzie ciekawie xD.
Bardzo Ci dziękuję za wszystkie miłe słowa ^^ Tak, uwielbiam pisać o uczuciach :)
UsuńRacja, ich spotkanie było sztywne, ale to nie dlatego, że Fiona i jej ojciec nie mają ze sobą bliskich relacji. Postaram się wyjaśnić w przyszłych rozdziałach, że przez ostatnie lata mieli tylko siebie, i choć nie do końca potrafią się zrozumieć(bo moim zdaniem tylko matka może w pełni zrozumieć córkę), to się kochają. Natomiast czyn Fiony wzbudził w nim złość i rozczarowanie, zwłaszcza, że mężczyzna jest aurorem i potępa klątwy, a tu jego własna córka wyskakuje z czymś takim. Muszę przyznać, że trochę go poniosło, ale do tego nakłożyła się także sprawa jego żony.
Pozdrawiam serdecznie :)
Hej ;)
OdpowiedzUsuńStrach pomyśleć, co by się stało gdyby nie bibliotekarka. Bohaterka wyglądała jak w jakimś amoku, jakby opętało ją coś. Choć rozumiem, że była wściekła, ale żeby tak… Przynajmniej na koniec się ocknęła i wyciągnęła pomocną dłoń, choć pewnie poniesie ogromne konsekwencje za takie zachowanie (choć mogę się mylić).
Dopiero, gdy przeczytałam scenę z Albusem sama zaczęłam się zastanawiać, skąd takie okropne zaklęcie w głowie dziewczyny. Miejmy nadzieje, że o jakiś czysty zbieg okoliczności, a nie np. jakiś szatański głos do niej przemawiał.
Cieszę się, że dziewczyna przemyślała swoje zachowanie. Może następnym razem nie popełni tak głupiego błędu. Przynajmniej widać, że podchodzi do tego uczuciowo i zleży jej na przyjaciółce, mimo iż życzyła jej, jak najgorzej.
Bradley to bardzo mądry i opanowany chłopak. Podziwiam, że zachowanie takiego spokoju. Z drugiej strony bardzo logicznie rozumuje, ale przy tym nadal pozostaje niewzruszony – ja bym tak nie potrafiła.
Bardzo zaskoczyło mnie, że Fiona, przyznając się powiedziała dokładniej, o co chodzi. Wydawało mi się, że nie będzie w stanie się przed nim tak otworzyć.
Uwielbiam Cię… miałam szklanki w oczach, czytając o tym, jak Bradley jej przebacza. Gdzie ci mężczyźni?! Klęczałabym u jego stóp. Zachował się naprawdę cudownie, a przez moment ja sama chciałam znaleźć się w jego ramionach… (i bądź tu człowieku romantykiem).
Scena z tatą zapowiadała się bardzo spokojnie. Wyczuwałam jego autorytet i szacunek dziewczyny do niego, ale te emocje, które ich poniosły pokazały wiele, chyba więcej niż ojciec zakładał.
Na koniec bardzo mnie cieszy, że pokażesz rodzinne tajemnice i że przedstawiłaś nam Bradleya, potrafisz robić to tak cudownie.
Dziękuję Ci za też rozdział! Mogę czekać dwa razy dłużej Bo warto!
Pozdrawiam, L. ;*
Jej, ślicznie Ci dziękuję, kochana, Twój komentarz sprawił mi wiele radości ^^
UsuńMyślę, że ktoś, kto nigdy nie używał klątw i nagle ją rzucił, musiał być pod wpływem jakiegoś opętania emocjonalnego xD Może nie ogromne konsekwencje, ale z pewnością takie, które zostaną z dziewczyną na długo.
Bardzo się cieszę, że polubiłaś Bradley'a. Zdania o nim są podzielone, ale cieszę się, że jest ktoś, kto widzi w nim to, co ja - świetnego i uczciwego faceta. Taak, ja też bym chciała, aby tacy istnieli...Ale chyba można ich spotkać jedynie w świecie magii ;)
Dobrze zinterpretowałaś scenę z ojcem. Kocha córkę, ale teraz się na nią wkurzył, poniosły go emocje i powiedział za dużo ;)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*
Ja wcale długo na ten post nie czekałam, o nie! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nowy rozdział już się pojawił, bo naprawdę ciekawiło mnie, co się stanie z Fioną. Rzuciła bardzo niebezpieczne zaklęcie. I to, co zrobiła było odrażające. Jak widzę, sama się teraz kajała.
Bohaterka jednak zdaje sobie sprawę, że słowa to jedno, a czyny to drugie. I trochę się zapędziła, jeżeli chodzi o czyn. Nie rozumiem, jak można skrzywdzić tak swoją przyjaciółkę?
Bradley... Ale miałam ochotę mu przywalić. Niestety, to postać fikcyjna i raczej nie mogłabym tego zrobić. Nie wiem, co mam o nim myśleć. Jest on strasznie naiwny... Nie chodzi mi o to, czy Fiona mówiła mu prawdę. Ale to, że jej wybaczył. Przecież skrzywdziła jego dziewczynę, a potem wyznała mu, że się w nim zakochała. Nie rozumiem tego faceta. Usłyszał wyznanie i jej wybacza? Czy może ze względu na przyjaźń jaka ich łączy? Hm..?
I ten ojciec Fi. Coś się dzieje, skoro nigdy wcześniej tak nie zwracał się do córki. Ale nie wiem co! I to jest takie irytujące, że właśnie pojawiło się mnóstwo nowych zagadek, wątpliwości.
Fiony nadal nie lubię. Jak dla mnie zachowała się strasznie dziecinnie. I cóż... hm... Myślę, że zasłużyła na cięższą karę.
A właśnie, ciekawe jak Debby zareaguje na tę wiadomość, co jej przyjaciółka zrobiła. Jak jej wybaczy, to będę zawiedziona. Od razu piszę, że taka opcja mi się nie podoba. Bo wtedy będzie już wiadomo, że Fi wszystko ujdzie, ona jest super i nawet jak zrobi coś złego, to wcale nie miała takiego zamiaru.
Dziękuję za opinię :)
UsuńWidzę, że moje postacie trochę działają Ci na nerwy ;) Masz do tego prawo. Oby tylko Barty przypadł Ci do gustu.
Masz rację, Bradley jest naiwny i chwilami ślepy, wierzy, że każdy zasługuje na drugą szansę, a to może się okazać jego wadami. Ale jednocześnie potrafi wybaczać, co jest dobrą cechą. Bo znał Fionę od dawna i wiedział, że teraz żałuje swojego pochopnego czynu. Możliwe, że za szybko jej wybaczył, ale, jak dowiecie się z kolejnego rozdziału, dziewczyna jest dla niego niemal tak samo ważna jak Debby. Poza tym, jeżeli ktoś zrobi coś złego(oczywiście do pewnej granicy), powinno się mu okazać łaskawość. Pogarda i złość wyrządzą tylko więcej krzywd.
O nie, nie. Nie chcę zdradzać za dużo, ale Debby po przebudzeniu z pewnością nie rzuci się w ramiona Fiony. Relacje dziewczyn już nigdy nie będą takie same.
Ale zmartwiło mnie, że napisałaś o Fionie w taki sposób, jakbym ją idealizowała. Mam nadzieję, że tak tego nie odbierasz, bowiem fakt, że Bradley wybaczył dziewczynie, nie oznacza, że zrobi to cały świat i że Fiona nie pogrąży się jeszcze bardziej. Ona nie jest bohaterką do lubienia, tylko do ukazania pewnych prawd.
Pozdrawiam :)
Szczerze, to właśnie tak myślę o Fionie. Jakby dla Bradleya była idealna, aż za bardzo. Jedna z takich osób, której powinno się wszystko wybaczyć, bo jest jaka jest. I niby tak robią przyjaciele, okazują łaskę. Ale są pewne granice, prawda?
UsuńNie chcę się już sprzeczać, bo to Twoje odczucia, ale muszę dodać coś od siebie, bo naprawdę nie cierpię idealizowania głównych bohaterów. Może teraz daję Fionie łagodne podejście do jej win, bo mi samej jest jej szkoda, niemniej taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie.
UsuńFiona łudzi się, że dobrze by pasowała do Bradley'a, aczkolwiek ta opinia jest przecież subiektywna. Wydaje mi się, że bycie tym odpowiednim dla kogoś wykracza poza podobieństwo charakterów, to coś więcej niż przyjaźń, a zatem nie chcę, aby wyszło, że Fiona i Bradley są dla siebie idealni. Może tylko idealni jako para przyjaciół :P
Tak, są pewne granice, ale do nich jeszcze nie doszliśmy. Przynajmniej Bradley tak uważa, bo ma szerokie pojęcie przebaczenia :P
Jak to dobrze, że Fiona żałowała swoich czynów. Że przeklęła siebie za to, co zrobiła swojej koleżance i siedziała przy niej, gdy ta leżała nieprzytomna. Sądzę, że kara, którą dostała, przekona ją, że tak nie rozwiąże sytuacji. I cieszę się, że Bradley okazał szacunek dziewczynie po tym, jak mu wyznała wszystko. A jeśli chodzi o sytuacje z ojcem. Nie zdziwiło mnie, że dostała ochrzan, każdy rodzic ma prawo skrytykować złe czyny swojego dziecka. Intryguje mnie jednak to, jakie zachowania matki Fiony potępia jej ociec.
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na dalszy rozwój wydarzeń;)
Pozdrawiam:*
Dziękuję ślicznie za opinię :)
UsuńSprawa matki Fiony będzie tutaj dość kluczowa.
Pozdrawiam ^^
No, no. Rozdział czytało mi się tak lekko, że nawet nie wiem, kiedy doszłam do końca. Teraz opinia: jak dla mnie Fiona zrobiła coś tak strasznego, że dziwi mnie, iż Dyrektor na czele z Bradem potraktowali ją tak łagodnie. Wprawdzie ojciec zachował się brutalnie, ale jako jedyny, moim zdaniem, wyciągnął wobec niej należne słowa.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, cieszę się, że dziewczyna wszystkiego żałuje. Może uda jej się jeszcze to odkręcic i pokazać z dobrej strony.
To opowiadanie jest bardzo oryginalne z tego względu, że nie stawia głównej bohaterki w idealnym świetle. Nie jest tą dobrą i kochaną, ale ma poważne wady. Takim bohaterem trudniej się posługiwać w fabule, ale z pewnością to interesująca odmiana. Pozdrawiam!
Dziękuję Ci ślicznie za komentarz ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, Bradley i Dumbledore podeszli do sprawy łagodnie, bo widzieli, że dziewczyna żałuje. Poza tym, pamiętasz, Harry też kiedyś użył zaklęcia, które naraziło Malfoy'a na wykrwawienie, i również zakończyło się jedynie na szlabanie.
Cieszę się, że uważasz moje opowiadanie za oryginalne, to dla mnie wielki komplement^^
Pozdrawiam.
Normalnie kazałaś na siebie długo czekać podobnie jak na pierwszym blogu.
OdpowiedzUsuńAle wiadomo prowadząc dwa blogi nie jest wcale łatwo.
Biedna Fiona... w pewnym sensie jakby nie zdawała sobie sprawy co robi a zarazem przyznała że sama tego chciała.
Dobrze że Brad nie odwrócił się od niej a wręcz przeciwnie.
Takiego przyjaciela to ze świecą szukać.
No i sam fakt że ona sama się przyznała.
to pomoże jej znieść pewnego rodzaju ciężar.
Jestem naprawdę zadowolona i podoba mi sie cała historia.
W końcu pokazujesz coś nowego o co jest naprawdę trudno.
I ta tajemnica rodziny Fiony.
zaintrygowałas i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Na moim dramione tak samo.
pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję ślicznie :)
UsuńPozdrawiam
Rozdział był długi, przesycony uczuciami i jak zwykle w Twoim przypadku - prawdziwie magiczny! Fiona zdecydowanie nie jest potworem. Prawda, postąpiła źle, zbłądziła oraz wyrządziła straszną krzywdę własnej przyjaciółce, jednak... Miała prawo. Zwłaszcza że Debby i Bradley niejako ją zdradzili. Szkoda, że teraz wydarzenie to siądzie na psychice dziewczyny, nie wiadomo też, kiedy obudzi się panna Kidam. W tym poście faktycznie ukazałaś Gryfona z zupełnie innej strony. Przyznam, iż gdybym była pokrzywdzoną, mogłabym się zezłościć na ukochanego, bo bardziej interesował się zajęciami niż mną. Z drugiej strony postąpił dość racjonalnie, ale... Miłość między nim a Debby tak czy owak wydaje się krucha i niezbyt namiętna. Za to między Bradley'em i Fioną aż iskrzy od chemii nawet w tak podłej dla obojga sytuacji. Rozmowa z ojcem przyprawiła mnie o dreszcze. Jakież grzechy mogła mieć mama Fiony? Czyżby parała się czarną magią...? Jest coraz mroczniej i ciekawiej, naprawdę nie wiem, czego się spodziewać po tym opowiadaniu (co najlepsze :)). Jestem wręcz oczarowana i nie żałuję ani jednej chwili spędzonej na tym blogu. Mam nadzieję, że kolejny post dodasz wcześniej niż później. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie za miłe słowa, bardzo mnie one cieszą^^
UsuńNie chodziło o to, że Bradley bardziej interesował się zajęciami, niż ukochaną - chciałam pokazać tylko, że chłopak potrafi racjonalnie myśleć w każdej sytuacji. Co do jego związku z Debby - będzie nakreślony trochę wyraźniej w kolejnym rozdziale.
Naprawdę iskrzy między Fioną, a Bradley'em? Nie do końca taki efekt chciałam, no ale w sumie nie jest on zły ;) Powiem tak - pomiędzy nimi jest chemia, tylko niewykorzystana.
Pozdrawiam serdecznie ;*
Bardzo podoba mi się opis emocji w Twoim wykonaniu, a ten rozdział był ich pełny. Bardzo dobrze opisałaś reakcję Fiony na jej czyn, a także późniejszy wybuch jej ojca, który powiedział zdecydowanie coś, czego nie chciał. Ciekawi mnie sprawa jej matki i mam nadzieję, że będziesz to stopniowo wyjaśniać.
OdpowiedzUsuńDla Fiony cało zajście skończyło się wyrzutami sumienia i szlabanem - mogło być znacznie gorzej, biorąc pod uwagę wydalenie ze szkoły. Dobrze jednak, że dyrektor widzi w niej dobre strony i wierzy, że tak naprawdę to dobra dziewczyna, a takie przewinienie to ewenement.
Zdziwiło mnie nieco, że Bradley mimo wszystko najpierw zajął się swoimi sprawami, a dopiero później odwiedził swoją dziewczynę. Okej, spała, ale podejrzewam, że gdyby to była prawdziwa miłość, rzuciłby wszystko, by być przy niej. Podoba mi się scena między nią, a Fioną, choć odniosłam wrażenie, że to przyjaciółce kazał więcej uczuć niż własnej dziewczynie, więc może tak naprawdę czuje coś więcej do Fiony?
Czekam na rozwój wydarzeń i pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Ci ślicznie za miły komentarz :)
UsuńW rozdziale było powiedziane, że Bradley rzuciłby wszystko dla odwiedzin Debby, gdyby wiedział, że to pomoże. Chłopak ma swój własny tok rozumowania, który czytelnicy określili jako mieszankę naiwności i racjonalności :P
Jak pisałam poprzedniczce, sprawa uczuć Bradley'a wyjaśni się nieco w następnej notce. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że Debby i Bradley chodzą ze sobą dopiero od miesiąca, a wcześniej byli tylko czymś w stylu ,,luźnych przyjaciół'', nie można się więc spodziewać wybuchu miłości. Myślę, że to płomienne uczucia Fiony, które staram się dokładnie opisać, nadają jej relacjom z Gryfonem większej wyrazistości.
Ale, jak mówiłam, te sprawy wyjaśnią się w swoim czasie ;)
Pozdrawiam :*
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz, miałam bardzo dużo spraw na głowie. Ale jako, że mam ferie, to wszystko nadrabiam. ;)
Rozdział bardzo mi się spodobał. Już pisałam, że potrafisz sprawić, iż czytelnik może uosobić się z bohaterką, ale dalej nie mogę ukryć podziwu. W końcu to nie lada zadanie. I słownictwo - cud, miód. Tak sobie teraz czytam "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to żałuję, że nie przeczytałam wcześniej żadnych opinii n.t. tej książki, bo droga aŁtoreczka jest, jak na mój gust, pustakiem. Chociaż w sumie można się pośmiać. No w każdym razie, nie mogę się nadziwić, jak taka idiotyczna książka może się tak sprzedawać, kiedy w internecie są o wiele lepsze pisarki, w tym Ty.
Przechodząc do rzeczy.. Moim zdaniem Fiona jest trochę naiwna. Właściwie nie wiem, czemu odniosłam takie wrażenie. Po prostu, taka mi się wydaje. Choć, kiedy zaatakowała Debby, pokazała swoją mroczniejszą stronę, co bardzo mi się podobało. Czy to jakaś rewolucja w jej psychice? Wątpię jednak czy jej ojciec by na coś takiego pozwolił. Nie lubię go, ale nie zmienia to faktu, że jest stanowczy i potrafi postawić na swoim. A Bradley? Mam mieszane uczucia. Teraz okazał się w miarę sympatyczny, ale to, że nie przyszedł od razu do Debby, zdenerwowało mnie. Dobra, jej też nie lubię, ale to chyba jego dziewczyna, tak?! Rozemocjonowałam się. XD W każdym razie, interesuje mnie, jak się zachowa, kiedy Debby odzyska przytomność, czy będzie chciał być z Fioną? Teraz odniosłam wrażenie, że zaoferował jej jedynie przyjaźń. A co będzie dalej? Okaże się, liczę, że niedługo.
To chyba na tyle. Z niecierpliwością będę wyczekiwała kolejnego rozdziału, bo Twoje opowiadanie niesamowicie mnie wciągnęło, naprawdę zazdroszczę talentu.
Pozdrawiam, Pralinee. ;*
Nic się nie stało. Ja też mam teraz ferie i nadrabiam :)
UsuńDziękuję bardzo, Twoje słowa sprawiły mi wiele przyjemności ^^
Tak, zgadzam się z tym spostrzeżeniem, że niektóre blogowiczki piszą lepiej, niż autorki sławnych książek(nie wiem, czy siebie bym w to wliczyła, niemniej znam wiele utalentowanych pisarek internetowych). A o ,,50-ciu twarzach Grey'a'' słyszałam, że autorka posługuje się marnym językiem oraz mało błyskotliwą fabułą, a więc fenomen tej książki polegał jedynie na głośnej reklamie ;)
Zgadzam się również z tym, że Fiona jest naiwna. Zakochane osoby często takie są ;P
Bradley właściwie nie zrobił nic złego - po prostu kierował się rozsądkiem, a nie rozemocjonowanym sercem. Myślę, że w zbliżającej się wojnie to będzie zaleta ;) Mam jednak nadzieję, że zachowanie Bradley'a po przebudzeniu Debby przyniesie Ci więcej satysfakcji.
Pozdrawiam serdeczenie :*
Witaj, witaj, droga Marzycielko ;*
OdpowiedzUsuńRozdział być dosyć długi, z czego się ucieszyłam i jak zwykle bardzo przypadł mi do gustu, promieniując Twoim dobrze rozwiniętym kunsztem pisarskim. Dlatego też, nie jestem zła, iż post pisałaś dość obszernie w czasie, efekt końcowy w końcu jest świetnie dopracowany! Warto było czekać!
Bardzo podobają mi się Twoje opisy stanu, w jakim była Fiona po rzuceniu klątwy na swoją przyjaciółkę. Wszystkie emocje odczuwałam prawie że na własnej skórze, temu też bardzo współczuję dziewczynie. Zdecydowanie postąpiła źle, ale była w końcu poparta czynem Debby i Bradleya, którzy w pewnym sensie pokusili się na zdradę osoby, która rzekomo była im tak bliska.
Jeżeli chodzi o karę, jaką otrzymała za rzucenie klątwy, to bardzo cieszę się, że jedynie szlaban, podczas gdy mogłoby chodzić o więzienie! Uff... dobrze, że niektórzy ludzie są wyrozumiali i dyrektor pojął, iż owe działanie było pod wpływem emocji nastolatki, którą targały uczucia; znacznie bardziej nasilone i niezrównoważone w tym okresie życia.
Bradley... wiem, że miał być dosyć pozytywną postacią, jednakowoż przez to, że lubię pannę Savage, a on ją zranił, to teraz mam co do niego mieszane uczucia. Zdziwiło mnie również to, że zupełnie zignorował stan swojej ukochanej i wolał pójść na zajęcia, a dopiero później się zjawił u jej boku. Rozumiem, że Bradley ma prawo nie darzyć uczuciem Fiony, jednakże ich związek byłby zdecydowanie lepszy; jest pomiędzy nimi jakaś taka magiczna nić pożądania, której brakuje u niego i Debby. Ale może się mylę?
Jeśli chodzi zaś o rozmowę pomiędzy ojcem a córką, to jestem nieco... wystraszona? W każdym razie włos mi się na głowie zjeżył. Kim właściwie była matka Fiony i jakie tajemnice skrywała? No, muszę przyznać, że robi się coraz ciekawiej i aż szkoda, że już wszystko wiem :P Ale nie, nie, nie, udam, że jestem niczego nieświadoma...
Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na rozdział następny, oby pokazał się w mniejszym odstępie czasowym :)!
Dziękuję Ci bardzo za komentarz :)
UsuńOch, następna, która jest zła na Bradley'a. Podkreślam, że on jej nie zignorował, tylko najpierw załatwił swoje sprawy(lekcje, treningi czy co tam jeszcze), a potem przyszedł do sali szpitalnej. W końcu śpiąca Debby nie zając, nie ucieknie. A poza tym, może liczył, że do tego czasu jego dziewczyna się obudzi...?
Fajnie, że widzisz magiczną nić pożądania, bo od strony Fiony na pewno ona promieniuje. Natomiast nie widzieliście zbyt wielu scen pomiędzy Debby, a Bradley'em, więc nic dziwnego, że wolicie tą drugą parę. Muszę jakoś pokombinować, żeby oba potencjalne związki wypadły wyraziście.
Heh, szkoda, że Ci powiedziałam co nieco :) Ale mam nadzieję, że i z tą wiedzą zdołam Cię trochę zaskoczyć.
Pozdrawiam :*
Nie pamiętam już, jakie zdanie miałam na temat Bradleya, ale chyba nie takie złe. Stwierdziłam, że skoro nic nie wiedział o uczuciu Fiony, to nie robił nic złego, wiążąc się z jej przyjaciółką.
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam, czy Fiona przerwałaby działanie klątwy, gdyby bibliotekarka nie zainterweniowała. Dziewczyna chyba była w jakimś amoku, ciekawe, czy udałoby się jej z tego wyrwać, czy uśmierciłaby Debby? W każdym razie dobrze, że tak się nie stało :)
Twój Dumbledore przypadł mi do gustu, kanoniczny właśnie tak by się zachował. Kurczę, ten jego stoicki spokój był chyba trudniejszy do zniesienia, niż gdyby nakrzyczał na Fionę.
W sumie to nie wiedziałam, co sobie pomyśleć o Bradleyu, skoro ważniejsze były dla niego obowiązki szkolne niż to, co się dzieje jego ukochanej. Wprawdzie miał rację, że nie warto było rzucać wszystkiego, skoro ona i tak spała, ale wydaje mi się, że ja na jego miejscu od razu poleciałabym do skrzydła szpitalnego, żeby chociaż ją zobaczyć. Cieszę się, że wybaczył Fionie to, co zrobiła i ciekawa jestem, czy Debby pójdzie w jego ślady. Z kolei nieco nie w porządku wydaje mi się to przytulanie, czy on nie robi dziewczynie nadziei? ^^
Jak zwykle bardzo podobały mi się opisy uczuć, masz do tego talent. Rozmowa z ojcem nie była przyjemna dla Fiony, ale zastanawiam się, o co chodziło mu z grzechami jej matki. Czuję, że w rodzince skryta jest niezła tajemnica ;)
"Nie próbowałam zaprzeczać, że jestem niewinna(...)" raczej dałabym że jestem winna, albo nie próbowałam mówić czy coś w tym stylu. Teraz to brzmi, jakby Fiona była niewinna, ale chciałaby uchodzić za winną, mam nadzieję, że zrozumiesz, o co mi chodzi.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
PS Pod ostatnim postem komentowałam jako Lena Linnegren.
[noc-polarna]
Dziękuję bardzo za miłe słowa i spostrzegawcze zwrócenie uwagi - masz rację, trzeba to poprawić :)
UsuńTo przytulanie faktycznie mogło być źle odebrane przez Fionę, ale Bradley chciał ją w taki sposób uspokoić i zapewnić, że nie odwróci się od niej.
Pozdrawiam serdecznie ^^
Na początku chcę Cię bardzo przeprosić, że tak długo nie komentowałam. Mam nadzieję, że zrozumiesz, ponieważ ty też pewnie miewasz bardzo mało czasu.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to, totalnie mnie zachwycił. Już z samego początku mogłam dostrzec te wszystkie metafory, których tak wiele używasz w tym opowiadaniu. Wprowadzają taką nutkę dramatyzmu, która coraz bardziej mi się podoba :D
Co do postaci Bradleya, to nieco mnie zaskoczył. Gdy Fiona powiedziała mu o swoich uczuciach, zachował się bardzo dojrzale, nie wyśmiał jej. Nie jestem pewna, czy chłopcy w jego wieku potrafili by tak postąpić...
Zaskoczyło mnie też zachowanie ojca Fiony. Na początku był taki chłodny, opryskliwy, a pod koniec rozmowy sprawiał niemal wrażenie rozluźnionego.
Jeszcze raz bardzo przepraszam za tak długą nieobecność...
Ps. Mogłabyś mnie informować o kolejnych rozdziałach u Ciebie? Będzie mi wtedy łatwiej to wszystko ogarnąć i wtedy na pewno nie przeoczę kolejnego rozdział.
Ps2. Zapraszam na rozdział drugi do mnie.
[zburzyc-monotonie.blogspot.com]
Nic się nie stało, oczywiście, że rozumiem. Ważne, że jesteś :)
UsuńDziękuję ślicznie za opinię.
Tak mi się wydaje, że czarodzieje dojrzewają wcześniej. No wiesz, muszą opuścić dom rodzinny w wieku jedenastu lat i zamieszkać w obcym miejscu na wiele miesięcy(co wiele ich uczy), poza tym są już dorośli jako siedemnastolatkowie, no i nie zapominajmy o wyczynach Harry'ego w bardzo młodym wieku. Inna sprawa, że czasem w społeczeństwie zdarzają się takie dojrzałe osobniki jak Bradley, czy też Hermiona - kanoniczny wzór mądrości ^^
Dobrze, będę Cię informowała ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Po pierwsze, jestem na Ciebie wściekła! Jak mogłaś zrobić to Fionie? Błagam Cię na kolanach, żeby Debby i Bradly zerwali! Pisz szybko!!! I informuj mnie na przez-burze-wojny.blogspot.com w tym momencie jestem na komórce, więc nie mam zielonego pojęcia czy masz coś takiego jak obserwatorzy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że wpadłaś też na mojego bloga :)
OdpowiedzUsuńHm, muszę się trzymać wcześniej ustalonej fabuły, nie chcę się też wygadać, a więc musisz poczekać i zobaczyć, czy dalsze wydarzenia Cię zadowolą ;)
Ok, będę Cię informować, choć mam na blogu także opcję obserwatorów :)
Pozdrawiam.
Kiedy będzie NN?
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/events/489850434412508/
Usuń"Dobra ludziska! Nie ma co się lenić. Jest okazja, żeby spełnić czyjeś marzenie. I to w banalny sposób. Bierzemy dupę w troki, poświęcamy 15 min ze swojego życia i robimy coś co sprawi, że świat będzie lepszy. A żeby Was dodatkowo zachęcić dla uczestników akcji mamy nagrody!
O co chodzi?
Pani Agnieszka z Opola ma 29 lat i jest poważnie chora. Zaczęło się od ostrej choroby układu oddechowego parę lat temu. Potem pojawiły się liczne powikłania, a od kilkunastu miesięcy przez 17 godzin na dobę jej płuca wspomaga koncentrator tlenowy. Kiedyś w mailowej rozmowie z nami "wygadała się", że jej wielkim marzeniem jest posiadanie w domu regału z własnymi książkami. Leczenie jest kosztowne, brakuje pieniędzy na książki, dlatego Pani Agnieszka zdobywa je w różnego rodzaju konkursach i poluje na okazje. Wtedy wpadł nam do głowy pewien pomysł. Pomyśleliśmy, że w zasadzie jest to marzenie, które możemy pomóc spełnić! No to czemu nie?
Jeśli czytacie książki, to pewnie macie ich trochę w swojej kolekcji. Jeśli jedna zniknie, to nawet nie poczujecie różnicy! Jeśli każdy z nas poświęci jedną swoją książkę i odrobinę swojego czasu żeby przejść się na pocztę, to możemy spełnić czyjeś wielkie marzenie. Przy okazji możecie zyskać nową książkę, bo dla osób biorących udział w akcji też przygotowaliśmy nagrody.
Co trzeba zrobić?
Jeśli chciałbyś dołączyć się do akcji wyślij na nasz adres pzpodrozy[malpa]gmail.com krótkiego maila w stylu: "wchodzę w to, podajcie adres" podając swoje imię i nazwisko. Odeślemy Ci w odpowiedzi adres pocztowy do Pani Agnieszki, na który będziesz mógł wysłać książkę.
Jakie nagrody?
Wśród wszystkich osób, które wyślą książkę do Pani Agnieszko wylosujemy jedną, która otrzyma od nas "Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej" wyd. Znak oraz "Samsarę" Tomka Michniewicza.
Co wysyłamy?
Książki! Jakie tam macie w swojej kolekcji. Najlepiej te najciekawsze. A żeby nie wysyłać niektórych książek na darmo, zapytaliśmy Pani Agnieszki jakich za bardzo nie lubi i tak, lepiej nie wysyłać fantastyki, romansów, horrorów i kryminałów. Jeśli chcecie, możecie na pierwszej stronie napisać od siebie małą dedykację z pozdrowieniami od siebie.
Akcja trwa od teraz 07.03.2013 do następnego czwartku 14.03.2013. Bierz książkę i ruszaj na pocztę!
Mamy nadzieję, że nasza paragonowa społeczność sama podoła zadaniu i zapełni regał Pani Agnieszce, ale nie zaszkodzi, jeśli podacie akcję dalej. Udostępnienie wiele nie kosztuje. To nie "zabrudzi" Twojej tablicy, spokojna głowa ;)
Tuta link do opisu konkursu na stronie: http://www.paragonzpodrozy.pl/6911/konkurs-zrob-zdjecie-swojego-regalu/
A tutaj link do dokumentu w którym uzupełnij jaką książkę wysyłasz: http://tnij.org/uuvt (zapisuje się automatycznie)'