3
listopad
Najpierw w twarz uderza mnie fala
zaskoczenia. Potem wnętrzności miękną mi w uldze. Dopiero po kilku sekundach
czuję mrowienie zakłopotania.
Jednak nie miałam czasu, aby jakoś
się go pozbyć, przemyśleć sprawę, zaczerpnąć odprężenia. Lśniące nadzieją oczy
Bradley’a niemal nie przeniosły za mnie mojego ciała do pionu. Czułam na skórze
fale jego zniecierpliwienia, które były jak bicze, nakazujące mi biec.
Rzuciłam Barty’emu szybkie spojrzenie,
splecione ze zdezorientowania i przeprosin. Zauważyłam, że Ślizgon przygląda
się tej całej scenie ze spokojną miną i zmarszczonymi brwiami, a dotyk moich
oczu komentuje uśmiechem o dziwnym wyrazie.
Rozpatrywanie tego gestu jednak
rozpłynęło się w mojej głowie chwilę później, gdy biegłam poprzez gąszcz
zamkowych korytarzy, z każdym metrem zbliżając się do dziewczyny, która mnie
zraniła, a którą zraniłam i ja.
Co jest dotkliwsze? Rany klątwy czy
uczucia? Ból fizyczny czy psychiczny? Która
z nas właściwie bardziej zawiniła?
Na przelatujące mi przez głowę
pytania nie znałam odpowiedzi.
- McGonagall przyszła do pokoju
wspólnego Gryfonów i powiedziała mi o Debby! Uznałem, że powinniśmy do niej
przyjść razem! - wyjaśnił rozemocjonowany Bradley, kiedy już prawie byliśmy na
miejscu. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Często emanował od niego zapał,
ale teraz przypominał mi człowieka u bram szczęścia. Powtarzałam sobie w
myślach, że widzenie go w tak radosnym nastroju rozlewa we mnie
zadowolenie.
Chłopak pchnął szybko drzwi i
wkroczyliśmy do osnutej ciszą sali szpitalnej, która obecnie gościła tylko jedną
pacjentkę. Umiejscowienie jej łóżka było mi bardzo dobrze znane, a zatem od
razu wiedziałam, gdzie skierować oczy.
Serce zabiło mi o jeden ton
szybciej. Spośród białych fałd pościeli, niczym Afrodyta z pian morskich,
wyłaniała się Debby. Była przytomna – siedząc, opierała plecy o poduszkę, a jej
oczy o zaskoczonym wyrazie przeniosły się na przybyłych gości. Osłabione ciało
dziewczyny okrywała wrzosowa koszula nocna, kosmyki brązowych włosów spływały w
nieładzie po plecach, a na nasz widok blade policzki zabarwił róż.
Bradley zatrzymał się kilka cali od
łóżka chorej, a ja automatycznie zrobiłam to samo. Nie widziałam jego miny,
gdyż swój wzrok skupiłam na postaci Debby, ale widocznie chłopak nie mógł
sklecić żadnych słów. Dziewczyna też nie użyła swoich ust do przemówienia, lecz
do rozchylenia ich ze zdumienia – nie wiedziałam, czy samą naszą obecnością,
czy też faktem, że przyszliśmy tutaj razem. Przez chwilę cała nasza trójka
zastygła w zgodnym milczeniu.
Następnie Bradley pokonał skuwający
go lód otępienia, szybkim krokiem znalazł się przy Debby i z uśmiechem ulgi ujął
jej twarz między dłonie.
- Nareszcie wróciłaś do mnie! –
zawołał szeptem, jakby się bał, że padł ofiarą snu. W celu przekonania się o
realności tej sceny obdarzył wargi dziewczyny pocałunkiem, z którego sypały się
iskry tęsknoty i czułości. Uczucie rozkoszy zamknęło Debby oczy, a jej dłonie
powędrowały w złotą czuprynę chłopaka.
Nie sądziłam, że to tak bardzo
zaboli. Moje serce zaczęło spalać się w ogniu udręki; widok całującej się pary
wyciskał mi z płuc powietrze; moje ciało skamieniało w chłodzie. Myślałam, że
uczucie do Bradley’a spoczywa spokojnie pod piachem, tymczasem ono znalazło
wyjście na powierzchnię i na nowo zagnieździło się we mnie. W tej chwili
zrozumiałam, że choćbym nie wiem jak bardzo starała się je ukryć, ono i tak
złamie wszystkie zasłony i przetrwa.
Byłam na nie skazana na długi okres
czasu. Uczucie to stanowiło nieuleczalną truciznę, krążącą mi nieustannie w
żyłach. Tak wyglądała moja osobista klątwa.
Tylko w ten sposób potrafiłam o nim
myśleć, gdy przytulający inną Bradley wbijał we mnie tępy nóż, a ciepła posoka
bryzgała na pozostałe organy wewnętrzne. Wiedziałam, że Gryfon robi to
niechcący – znał przecież moje uczucia i ze względu na nie początkowo się
wahał. Jednak widok przebudzonej ukochanej złamał jego postanowienia.
Rozumiałam cykl zachowania chłopaka – gdyby chodziło o niego, też szukałabym
jego bliskości, nie bacząc na wszystko inne.
Ale to nie zmieniało faktu, że cierpienie
chciało mi wycisnąć z oczu łzy. Spuściłam wzrok na szare kafelki podłogowe,
usiłując przywołać do siebie siłę. W końcu czekała mnie rozmowa z byłą
przyjaciółką i nie mogłam sobie teraz pozwolić na słabość.
- Jak się czujesz? Coś cię boli? –
dobiegł mnie tymczasem naznaczony troską głos Bradley’a. Nadal nie chciałam na
nich patrzeć, więc udałam, że przyglądam się uważnie fiolce, która spoczywała
na stoliku obok łóżka. Za szklaną ścianą widziałam napój o śliwkowej barwie.
Pewnie posiadał właściwości lecznicze.
- Czuję się…dziwnie – wyznała Debby,
a ton jej głosu rzeczywiście zdradzał zagubienie. Nic dziwnego, skoro
przeleżała w śpiączce około trzydzieści dni. – Fizycznie jestem tylko trochę
obolała, szybko dojdę do siebie. Ale psychicznie…wydaje mi się, jakby ktoś
wyciął mi z życia cały miesiąc. To dziwne uczucie.
Tym ktosiem byłam. Poczułam, że na
moje policzki rozlewa się kubeł ciężkiego ciepła. Zerknęłam ostrożnie na
dziewczynę, czy aby nie wwierca we mnie oskarżycielskiego spojrzenia, ale ona
wciąż spoglądała w oczy Bradley’a. Rozumiałam ją. W tym błękicie naprawdę można
było odnaleźć ukojenie, roztapiające wszelkie zmartwienia.
- Nie ma się co dziwić, takie skutki
pozostawia miesięczna śpiączka – przyznał Gryfon łagodnie, ale szczerze.
Trzymał w swoich rękach lekko drżące dłonie Debby, przez co ogarnęła mnie nagła
fala złości. Ten sam gest wykonał w moją stronę, gdy chciał podkreślić
zapewnienie, że nie przeszkadza mu moje uczucie. Zdawało mi się, że to nasz
prywatny ruch, że dzielimy go tylko my, że nikt, prócz mnie, nie ma prawa być
dziewczyną naprzeciwko niego. Świadomość, że się myliłam, wywołała w mojej
głowie grad przekleństw. Połowy z nich nigdy nie odważyłabym się powiedzieć na
głos.
- Ale to dziwne uczucie szybko cię
opuści i będziesz żyła tak, jak dawniej – Bradley dalej głaskał dziewczynę
pocieszającymi słowami. Debby skinęła niepewnie głową, a potem wydała z siebie
westchnienie.
- Pewnie ominęło mnie sporo
materiału – mruknęła z niechętną miną. – Już sobie wyobrażam, ile czasu
poświęcę na nadrabianie tego…
- Hej, nie myśl o nauce, ona nie
jest teraz najważniejsza. Jak przyjdzie co do czego, pomogę ci wszystko
nadrobić. – Ucałował ją szybko w czoło i ugiął wargi we figlarnym uśmiechu. –
Każde zdanie, słowo, a nawet kropkę. Ze mną skończysz szkołę na samych
Wybitnych.
Po twarzy Debby przeszedł cień
powątpienia, jednakże odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem. Przyszło mi do głowy,
że w tym momencie wygląda naprawdę pięknie, mimo, że ma na sobie pogniecione
ubranie, brakuje jej makijażu na twarzy, a włosy dziewczyny skręcają się w
sprężynki nieładu.
-
Nie wątpię, że tak właśnie będzie – odparła z uwodzicielską nutką.
Przyszło mi na myśl, że nigdy nie
widziałam takiej miłości w jej twarzy.
- A jakby coś mi nie wyszło, zawsze
jest jeszcze nasza Fiona. – Bradley widocznie postanowił wprowadzić na scenę
moją osobę, która do tej pory stała milcząco wśród krzeseł widowni. Chłopak
nadal się uśmiechał, ale powietrze w sali zdawało się zbić w bryłę napięcia.
Oczy obydwojgu skierowały się na mnie, a ja usiłowałam przywołać na twarz
opanowanie. Sytuacji nie ułatwiały błyski nieufności, które wylatywały z
orzechowych tęczówek Debby. W spojrzeniu Bradley’a natomiast ujrzałam
zachęcenie, jakby szeptało ono ,,teraz masz szansę’’.
Miło, że sobie o mnie przypomniał.
Oczywiście mimo wszystko byłam mu
wdzięczna, że ofiarował mi dobrą okazję. Nie wiedziałam, czy sama jakoś
potrafiłabym zabrać głos, zniechęcona ich czułościami.
- Nie sądziłam, że przyjdziecie
razem – wyznała Debby, a w jej głosie usłyszałam nieme oskarżenie. Jak śmiałam
wejść tutaj z jej chłopakiem po tym, co zrobiłam?
Już otwierałam usta, bynajmniej nie
w celu okazania skruchy, ale Gryfon mnie uprzedził.
- Debby, wiem, że doszło między wami do
kłótni, ale nie należy od razu skreślać Fiony. To dobra dziewczyna – rzekł,
uginając rysy twarzy w powadze i łagodności zarazem. Panna Kidam uniosła brew w
geście powątpienia.
- Chciałbym ci wierzyć, ale zauważ,
że to przez nią utknęłam tutaj na tyle czasu – niemal wycedziła, obnażając swój
płomień gniewu, skierowany na mnie.
- Masz prawo być zła, jednakże
ręczę, że Fiona zasługuje na przebaczenie. – Bradley przez chwilę spoglądał w
oczy swojej dziewczynie, na której twarzy wymalowało się lekkie zdumienie. Nie
spodziewała się, że chłopak będzie mnie bronił.
I pewnie nie podejrzewała, jaką
piękną przyjaźń nawiązaliśmy pod jej nieobecność.
Przez jedną, głupią sekundę poczułam
się wyróżniona.
Bradley tymczasem podniósł się z
krańca łóżka.
- Porozmawiajcie sobie, a ja zapytam
panią Pomfrey, kiedy będziesz mogła stąd wyjść – powiedział spokojnie, po czym
skierował swoje kroki do gabinetu pielęgniarki, tym samym zostawiając nas same.
Byłam pewna, że zrobił to specjalnie.
Mimowolnie westchnęłam, czując się,
jakby ktoś oblał mnie zmieszanymi farbami złości, żalu i smutku. Patrzyłam w
oczy, które tak dobrze znałam i które nigdy jeszcze nie były przykryte taką
warstwą lodu.
Zrobiłam krok do przodu, jakby
zmniejszona odległość pomiędzy naszymi ciałami miała skrócić także wstęgę
nieufności. Mój ruch wywołał w Debby wzdrygnięcie.
- Chciałam cię przeprosić! – w moim
głosie zasyczały nutki gniewu. Zachowanie dziewczyny było po prostu
niedojrzałe. Ja miałam pokojowe zamiary, a ona się odsuwała!
- Wiem. I przyjmuję twoje
przeprosiny. Ja również czuję winna – ton głosu Debby okazał się przepleciony
spokojem i wręcz łagodnością. Zrozumiałam z niejaką ulgą, że ona wcale nie
darzy mnie nienawiścią. Zmartwiła mnie jednak rzadko spotykana powaga w jej
twarzy. Zdała mi się teraz mieć więcej lat, niż siedemnaście. – Ale…przemyślałam
sprawę. Nie może być już jak dawniej, rozumiesz? Wiem, że działałaś pod wpływem
emocji, jednak jak po tym wszystkim mam wciąż ci ufać? Musimy zachować dystans.
Zamrugałam, jakby ruchy moich rzęs
miały przegonić ode mnie te słowa. Wzbudziły we mnie smutek, choć nie powinny.
Moje serce się ścisnęło, ale wydawało mi się, że to z powodu przeszłości.
Tęskniłam za obrazami, obramowanymi wzajemną sympatią, zaufaniem, śmiechem.
Kiedy w naszej relacji nie tkwił żaden cierń. Kiedy byłyśmy małymi
dziewczynkami, mającymi w szkole tylko siebie, traktującymi się jak siostry,
nieskażonymi zawiścią. Kiedy każda z nas stanowiła jedną stronę tej samej
monety.
Bolała mnie świadomość, że te obrazy
już nie wrócą. To pociąg, który właśnie zniknął
w dali. To piękny kwiat, który usechł. To rozbicie naszej wspólnej drogi na
dwie inne.
- Jesteś pewna? – potrafiłam
wykrztusić z siebie tylko pytanie godne idiotki. Duch sentymentalności chciał
jeszcze walczyć o tę przyjaźń, jednak ja w głębi znałam odpowiedź.
Debby prychnęła, ale w tym geście
nie było złośliwości, tylko gorycz.
- Widziałam, jak na niego patrzyłaś,
Fiono. I jaką miałaś minę, gdy byłam z nim. – Przez twarz dziewczyny przemknął
żal. Ja natomiast zaciskałam usta, nie mogąc wypuścić spośród nich
zaprzeczenia. - Najchętniej byś mnie zabiła.
- Co ty mówisz?! – oburzyłam się,
kręcąc głową, jakbym chciała ten pomysł z siebie strząsnąć.
- Nie udawaj. Jesteś zazdrosna o
Bradley’a i nie potrafisz przestać. Tutaj kończy się nasza przyjaźń! – Zrobiła
pauzę. Dźwięk tych słów musiał zasępić i ją, lecz upór w jej oczach nie zgasł.
- Chcę tylko, abyś pogodziła się z tym, że on już znalazł miłość. Najlepiej
będzie, jak się od nas oddalisz i poszukasz własnego szczęścia.
- A jeśli nie chcę się od niego
oddalić? – zaatakowałam, wpadając w spienione morze różnorodnych emocji. Ledwo
miałam siłę walczyć o wynurzenie się na powierzchnię, zaczęłam panikować, tafla
moich oczu zmętniła się łzami.
- Tylko siebie katujesz – stwierdziła
prostolinijnie dziewczyna, w której oczach dostrzegłam błysk litości.
- On jest moim życiem – wysyczałam z
tyloma gramami pewności, na ile było mnie stać.
- Fiona… - Debby musiała uznać moją
postawę za żałosną, bo ściszyła głos do łagodności i niepewnie wyciągnęła rękę w moją stronę, jakbym była bezrozumnym zwierzątkiem w sidłach, potrzebującym pomocy.
- Nie! – wykrzyknęłam, gdy słony
smak łez mieszał się z gorzkością uczuć. Obróciłam się, umykając przed palącym wzrokiem
dziewczyny, a potem wybiegłam z sali drzwiami, niczym pomiędzy wargami z
paszczy potwora.
Moje myśli się rozproszyły, jak
dotknięte przez wiatr pióra, zostawiające pustkę w głowie.
Byłam jedynie płomyczkiem emocji na
skutym lodem tle.
Do końca dnia nie wystawiłam stopy
poza dormitorium. Minuty mijały mi na siedzeniu na łóżku w skulonej pozycji
oraz wpatrywaniu się spuchniętymi od łez oczami w nieistotny punkt. Miałam
wrażenie, że wpadam w czarną studnię beznadziei i nie mogę o nic zaczepić dłoni,
bo jej ściany są gładkie, ,,wyprasowane’’ od wszystkiego, co kochałam w tej
szkole.
Odeszła moja przyjaźń z Debby,
chwile z Bradley’em, a nawet obraz własnej matki, choć akurat ta kwestia na
dany moment nie zdawała mi się tak ważna. W końcu Isabelle Savage spoczywała w
trumnie, głęboko w fałdach ziemi, a sen z powiek spędzały mi problemy świata
żywego.
Debby i Bradley od zawsze byli moimi
dwoma światełkami, których blask dawał mi siłę, prowadził w trudnych chwilach,
nagrzewał radością. Teraz jego ciepła poświata zgasła, zostawiając mnie samą w
kłębach narastającej ciemności. Na własnej skórze doświadczałam, że człowiek,
choć jest wielce rozwiniętą umysłowo istotą, potrzebuje poić się bliskością
innych osób, gdyż bez tego czuje się mały i zagubiony. To aż pachnie ironią.
Ironia…Czy tylko ona pozostaje, gdy
stracisz wszystko, co cenne?
Naraz przez moją głowę, wypełnioną
myślami czarnymi, wypranymi z optymizmu i nasączonymi smutkiem, przebiła się postać
Barty’ego, przynosząc niewyjaśniony podmuch pocieszenia. Możliwe, że nic nie
znaczyłam dla tego chłopaka, ale uczepiłam się kurczowo wspomnienia jego miłych
słów i ciepłego spojrzenia, wmawiając sobie, że w jego oczach nie jestem nikim.
Trzymałam się mocno tej koncepcji przez cały wieczór. Nadal tkwiłam w studni
cierpienia, ale nie musiałam się obawiać, że wpadnę jeszcze głębiej w ciemność.
***
4
listopad
Po wrzuceniu w siebie kilku kęsów
śniadania chciałam odnaleźć Barty’ego. Naprawdę wypatrzyłam wśród morza
ślizgońskich uczniów jego brązową czuprynę i ruszyłam w tę stronę z jakimś
rozbłyskiem pragnienia rozmowy z nim. Nie uszłam jednak kilku kroków, gdy drogę
zastąpił mi postawny Gryfon, którego widok wywołał niepohamowany skurcz mojego
serca, zacierający reakcję na Barty’ego.
- Zjadłaś już? – zapytał, ukryty za
ścianą spokoju. Tylko jego oczy demaskowały jakąś dozę niepewności.
Otworzyłam usta, jednakże
jakiekolwiek słowa osiadły mi się gdzieś w odcinku gardłowym. Zdecydowałam się
więc na skinięcie głową, czując, że moje policzki nabierają barwy róży. Całe moje
wcześniejsze opanowanie w stosunku do jego osoby prysło jak bańka mydlana,
przekuta wczorajszym dniem.
- To możemy iść razem do biblioteki?
Muszę napisać mój esej, zanim wybije godzina zaklęć. – Przewrócił oczami w
sposób, który zawsze pobudzał moje wargi do uśmiechu. Tym razem jednak usta
pozostały nieruchome, niewzruszone, suche.
Ponieważ dzień dzisiejszy już nie
mógł przypominać poprzednich i był częścią nowego rozdziału, w którym to Bradley
cały swój czas poświęca przebudzonej Śpiącej Królewnie, a ja spadam na
margines. Nie rozumiałam, dlaczego ten scenariusz jeszcze się nie spełnił.
- Co się stało? – Bradley zmarszczył
brwi w geście troski. – Chodzi o kłótnię z Debby?
- Nie umknęła ci uwadze, co? – Mój
wzrok zbłądził gdzieś w bok, a głos zadrżał z frustracji. Po raz kolejny
wprowadziłam nasze relacje w obszar zakłopotania. W tej chwili marzyłam o
ucieknięciu w stronę stołu Ślizgonów…
- Fiono, przecież ustaliliśmy coś. –
W spojrzeniu chłopaka pod pozorną naganą kryło się ciepło, które doprowadziło
mnie do westchnięcia.
- Chcesz mi powiedzieć, że to, iż
twoja dziewczyna ma mnie za wiedźmę, nic dla ciebie nie znaczy? – zapytałam z
udawaną obojętnością, w której ukryłam perełki nadziei.
Jego jasne brwi nieznacznie się
ściągnęły, będąc zapowiedzią jakiejś negatywnej reakcji. Bradley’owi jednak
udało się ją powstrzymać.
- To sprawa między wami. – Wzruszył
lekko ramionami. Naszła mnie głupia myśl, że wnętrze Gryfona jest wysadzane
szlachetnymi kamieniami.
- No dobra…- Mięśnie mojej twarzy
rozluźniły się w uldze. W głowie kotłowało mi się wiele myśli, analizujących
sytuację, ale zepchnęłam je do małego dołka, zatytułowanego ,,na później’’.
Teraz zdobyłam się na uśmiech. – No to chodźmy do tej biblioteki.
W odpowiedzi dostałam
napromieniowane ciepłem spojrzenie.
***
6
listopad
Debby odzyskała już przytomność,
jednak jej siły nadal potrzebowały wzmocnienia lekami. Dlatego pani Pomfrey
nakazała dziewczynie zostać jeszcze trzy dni w skrzydle szpitalnym.
To oznaczało, że miałam trzy dni,
nim ta wiedźma odetnie ode mnie Bradley’a. Może jeszcze istniała jakaś szansa
na wspólne spędzanie czasu z nim, jednakże była ona bardzo okrojona. Przecież
zakochane gołąbeczki będą lgnąć do siebie w każdej wolnej minucie. Dla mnie nie
zostanie nic.
Ale starałam się o tym nie myśleć,
gdy byłam z Bradley’em. Chciałam wchłonąć całą sobą każdy, policzony już,
moment z nim.
Trzeci dzień chylił się ku końcowi.
Siedzieliśmy we dwójkę na marmurowej ławce na jednym z zamkowych dziedzińców.
Nad nami wisiały szare prześcieradła chmur deszczowych, a powietrze pachniało chłodem.
W celu ogrzania się nasze ciała przylgnęły szczelnie do siebie – ja opierałam
głowę na jego ramieniu, a on przyciskał swoje ręce do moich boków. Taka pozycja
należała do intymnych, dlatego czułam, że serce pracuje mi w przyśpieszeniu.
Chłopak wydawał się jednak odprężony, jakby moja bliskość była dla niego
naturalna.
W pewnej chwili Bradley przerwał
przyjemne milczenie, nie odrywając wzroku od spoczywającego na moich kolanach
podręcznika z historii, z którego uczyliśmy się do jutrzejszego testu.
- W ten weekend jest wypad do
Hogsmeade – mruknął bez żadnej wyraźnej barwy emocji. Mimowolnie się
uśmiechnęłam, bowiem wcześniej uszyliśmy pewne plany, co do tego dnia.
Ustaliliśmy już, gdzie się zatrzymamy i w których sklepach zrobimy zakupy, a na
koniec chłopak obiecał postawić mi zachwalany w reklamach Biały Koktajl.
I nagle czarny atrament olśnienia wylał
się na te zamiary, zamazując ich znaczenie na zawsze. Moje ciało ogarnął chłód,
który nie miał nic wspólnego z otaczającą nas pogodą. Zadarłam głowę, aby
spojrzeć w oczy blondyna – odnalazłam w nich błysk żalu.
- My…nie pójdziemy tam razem,
prawda? – wyszeptałam, czekając na falę łez, która wcale nie nastąpiła. Teraz
byłam we władaniu pustego otępienia.
Bradley skinął powoli głową, widząc,
że domyśliłam się prawdy. Z jego ust jednak posypały się wyjaśnienia – nie mógł
zostawić tej sprawy bez odpowiednich słów, na które przecież zasługiwałam.
- Chciałem spędzić ten czas z tobą,
naprawdę. Tylko, że…nie przewidziałem przebudzenia się Debby. – W jego błękitnych
tęczówkach lśniło wiele emocji, od poczucia winy po czułość. – Stęskniłem się
za nią, rozumiesz?
- Nie poddam tego wątpliwościom.
Chcesz pobyć trochę ze swoją dziewczyną, masz do tego prawo – mruknęłam z
udawaną empatią, starając się nie ukazać, jak bardzo jestem zawiedziona. W
myślach dopowiedziałam sobie, że nawet gdybym nie pokłóciła się z Debby i tak
byłabym tylko piątym kołem u wozu. O ile w ogóle zdecydowaliby się mnie wziąć
na ich ewidentną randkę.
Poczułam podmuch złości. Przez jeden
moment miałam ochotę uderzyć Bradley’a za to, że nakarmił mnie fałszywą
nadzieją, że złamał swoją obietnicę, że skazał mnie na samotność.
- Dziękuję, że zrozumiałaś. Jesteś
wspaniała, Fiono – powiedział z uśmiechem ulgi, a potem pochylił się; jego
ciepłe usta musnęły moje chłodne czoło; karmazynowy kolor gniewu zabarwił się
na szafirowy odcień smutku. – Wiesz, chłopak, z którym się zwiążesz, będzie
szczęściarzem.
Omal się nie skrzywiłam w spazmie
bólu. Chciałam wykrzyknąć, że tylko jego widzę na miejscu ,,szczęściarza’’, ale
po prostu nie przeszło mi to przez gardło, gdy spoglądałam w twarz mojego
uradowanego anioła.
Anioła zagłady.
- Skoro tak uważasz – odparłam,
chowając wszelkie emocje pod miłym uśmiechem. Jak zawsze.
***
Wiem, że na rozdział musieliście nieprzyzwoicie długo czekać, za co przepraszam. Myślę jednak, że wraz ze zbliżającymi się wakacjami będę mieć więcej czasu, a notki będa się pojawiać częściej.
Jeżeli jeszcze nie nadrobiłam czyjegoś bloga - spokojnie, zrobię to w najbliższym czasie.
Co do samego rozdziału to jestem zadowolona z jego długości, a także treści. Mam szczególną nadzieję, że odpowiada Wam pierwszy fragment i takie rozegranie sprawy z Debby. Większość notki jest poświęcona dramatyzowaniu Fiony, ale to już chyba ostatni post, w którym akcja skupia się wyłącznie na jej relacjach z innymi. I przygotujcie się, bo kolejny rozdział będzie swojego rodzaju przełomem.
Miłej wiosny życzę ;)
A więc Fiona spotkała się z Debby... coś czuję że ta ich przyjaźń legła bezpowrotnie w gruzach. Szkoda. Bradly ... nie wiem co o nim mam sądzić. Moim zdaniem powinien odsunąć się od Fiony, żeby nie zadawać jej bólu i nie robić jej niepotrzebnych nadziei. Barty - o nim to ja w ogóle nie mam zdania. Za mało go znam :D ale wydaje mi się fajnym facetem, który jako jedyny rozumie Fionę.
OdpowiedzUsuń"Potem wnętrzności miękną mi w uldze." - to zdanie jakoś mi nie leży. Nie pasuje do anatomii ani biologi człowieka :D
Oj długo długo kazałaś nam czekać. W nagrodę za cierpliwość powinnaś nam rzucić za tydzień kolejny rozdział :D
Czekam na next :)
(http://till-then-i-walk-alone.blogspot.com/ )
Dziękuję za opinię ;)
UsuńChcesz bardziej poznać Barty'ego? Następny rozdział Ci w tym pomoże xD
Taak, ja również uważam, że to zdanie jest dziwne, ale nie chcę go zmieniać. Możliwe, że z biologicznego punktu widzenia zrobiłam jakieś głupstwo, ale tego typu sformułowania są silnie metaforyczne i mają prawo brzmieć niedorzecznie ;)
Za tydzień to może nie, bo chcę, aby wszyscy moi czytelnicy zdążyli się tu zebrać i zostawić komentarz, ale za dwa tygodnie to już na pewno ;)
Pozdrawiam.
No nie powiem przez jedną chwilę martwiłam się że nie pojawi się nic tutaj.
OdpowiedzUsuńPiszesz tak dobrze że wielka szkoda iż nie pojawia się nic ciekawego.
To spotkanie Debby i Fiony bardzo mi się spodobało. Cieszę się również że dziewczynie nic nie było.
Przez jedną małą chwilę naprawdę się o nią martwiłam że coś jej się stanie.
I Bradley... wspaniały chłopak. Z każdym rozdziałem mam o nim coraz lepsze zdanie i urzeka mnie swoją postawą.
Jestem naprawdę zadowolona i pozostaje mi czekać na ciąg dalszy.
Mam nadzieję że na drugim blogu również coś się pojawi.
z pozdrowieniami Twoja wielbicielka.
Spokojnie, na razie nie mam zamiaru opuszczać tego bloga, choć chwilami zwlekam z dodawaniem notek.
UsuńDziękuję Ci ślicznie za miłe słowa :*
Dramione ostatnimi czasy pisze mi się ciężko i znów przeżywam wypalenie weny, ale muszę do końca tygodnia coś dodać ;)
Pozdrawiam.
Kurczę, nawet nie wiesz, jakie emocje we mnie wzbudzasz. Z jednej strony wcielam się w rolę Fiony i wręcz nienawidzę Debby, a z drugiej strony wcielam się w rolę Debby i mam ogromny żal do Fiony. Dziewczyny sknociły swoją przyjaźń przez chłopaka, nie ma co ukrywać, a jest to najgorsze, co może spotkać dwie bliskie koleżanki: miłość do jednego faceta, przy czym on wybiera jedną z nich, która właściwie mniej zasługuje na to. Ach, jakież to często spotykane zjawisko w życiu. Myślę, że Debby ma prawo być wściekła na pannę Savage, ale Bradley przecież ma swój rozum i nie powinien dać się stawiać w sytuacji wyboru między dziewczyną a przyjaciółką. Chociaż jego ostatnie słowa, jakoby się za Kidam stęsknił... Cóż, Fiona przyjęła w ciągu tych dni masę ostrzy. I to prosto w serce! Rany, zrób coś, żeby ona wreszcie odpuściła i się wzięła za Barty'ego! Czuję, że ten łobuziak ma znacznie więcej do zaoferowania dla niej niż Bradley, zakochany po uszy i jeszcze wyżej w Debby. Naprawdę fantastycznie oddajesz wszystkie uczucia bohaterów, aż cała nimi przeniknęłam. Niewątpliwie masz dar przelewania ich w słowo pisane, za co nie można Cię nie kochać. Zastanawiam się teraz, jakie szykujesz przygody dla Fiony, skoro etap z bajkową parą został w pewien sposób zakończony (choć liczę, że jeszcze namieszasz w tym trójkąciku). Oby tylko zauważyła Barty'ego, tak naprawdę! Jestem zachwycona tym rozdziałem, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Pochwały z Twoich ust naprawdę dużo dla mnie znaczą - wiem też, że w Tobie mogę znaleźć opracie, jeśli chodzi o bardziej poetycki styl :)
UsuńCieszę się, że udało mi się ukazać tak wyraźnie dwie perspektywy spojrzenia na tę całą sprawę. Ja również jestem podzielona pomiędzy skłóconymi przyjaciółkami i trudno mi określić, która z nich bardziej zawiniła albo która jest lepsza.
,,Bajkowa para'' - heh, miałam podobne skojarzenie wobec Debby i Bradley'a. Obydwoje atrakcyjni i szczęśliwie zakochani w sobie. Oczywiście każda bajka musi kiedyś prysnąć.
Wątek Fiony i Barty'ego będzie dość niejasny, ale mam nadzieję, że Was zaciekawi.
Pozdrawiam serdecznie :)
Cóż, dziś cały dzień czytałam twoje opowiadanie. Ogólnie bardzo mi się podoba, drobna intryga (chociaż ja lubię o wiele, wiele większe) miłość i skrajne uczucia – zapowiada się dobrze. Właśnie czytam 6 rozdział i tam rzuciło mi się w oczy takie zdanie ”Barwnik skóry zdawał się zawierać mleko”. Według mnie to porównanie nie ma sensu, zauważyłam, że lubisz robić takie właśnie porównania i przenośnie, to wręcz twoja specjalność, (chwilami już zaczynały mnie wkurzać:p) ale ta akurat jest pozbawiona – według mnie – jakiegokolwiek sensu. Cóż poza tym, nie zaglądam ponownie w zakładkę bohaterowie, bo wyobraziłam ich sobie całkiem inaczej i nie chcę sobie tego psuć. Postać Ślizgona bardzo mnie ciekawi, najfajniejsza wstawka jak na razie;) Mogę się założyć, że i on namąci w jej życiu. Bradley mi się wcale nie podoba, irytuje mnie, nie lubię go. Jest jakiś taki nie dla mnie;) Ach, i cóż to za intryga z matką Fiony? Ależ jestem ciekawa co ta kobietka wyczyniła;)
OdpowiedzUsuńDobra, lecę czytać dalsze rozdziały i coś jeszcze, myślę dopiszę do tego komentarza, tworzonego w Wordzie;D
Ps. do Rozdziału szóstego – „Niespodziewanie wziął pobliskie krzesło i dosunął je do mojego, aby móc siedzieć naprzeciwko mnie z lekko rozkraczonymi kolanami i splecionymi dłońmi.” Słowo rozkraczone jest raczej takie… Proste. Lepiej zastąpić je słowem „rozchylone”, ale zrobisz po swojemu.
Głupi Bradley – robi jej nadzieję. A to Gryfon!
Barty jest fajny. Ciekawie by było jakbyś dodała mu jeszcze drobną nutkę tajemniczości… ;]
„Spośród białych fałd pościeli, niczym Afrodyta z pian morskich, wyłaniała się Debby.” Jacie, ale mi się podoba to zdanie, jest świetne :D
Po raz kolejny powiem, że Bradley jest głupi – tulą się na dziedzińcu? Całuje czoło? Nikt normalny nie robi takich nadziei zakochanej dziewczynie! Potrójnie go nie lubię;p
no i przeczytałam wszystko
Czy mogłabyś mnie informować o nowościach?:)
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
Po pierwsze, bardzo Ci dziękuję za opinię i czas poświęcony na czytanie moich tworów. Naprawdę się cieszę, iż zainteresowałam Cię do tego stopnia, że nadrobićłaś całość.
UsuńCo do zdania o barwniku skóry - chodziło mi tutaj po prostu o to, że Fiona ma jasną, niemal mleczną skórę. Mnie też to sformuowanie akurat za bardzo nie leży, aczkolwiek myślałam, że jego sens jest w miarę jasny.
I zdaję sobie sprawę, że zdania na temat takich metafor są podzielone. Ja je lubię, bo, jak już ostatnio pisałam, wyróżniają nieco mój tekst. Poza tym dobrze się czuję, wymyślając takie zwroty, zaczerpnięte z głębi wyobraźni. Dlatego przepraszam, ale będziesz musiała się z nimi pomęczyć podczas kolejnych rozdziałów. Ufam, że Cię to nie zrazi.
Pewnie, zakładka o bohaterach jest dla chętnych. To tylko dodatek, aby ułatwić Wam wyobrażenie moich postaci. Nawet się cieszę, że Ty widzisz ich inaczej. Heh, chciałabym wejść do Twojej głowy i zobaczyć, jak oni wyglądają Twoimi oczami :P
Moim zdaniem słowo ,,rozkraczone'' nie jest złe, ale chyba faktycznie lepiej zastąpić je ,,rozchylonym''. Brzmi to bardziej subtelnie ;)
Tak, Bradley wzbudza u czytelników rożne emocje - od zachwytu po niechęć. Widzę, że Ty go nie lubisz. Masz rację, chłopak głupio się zachowuje, ciągle tak traktując wrażliwą Fionę. Tutaj pod warstwą jego wyrozumiałości i dobroci widać trochę egoizmu i zachwianej umiejętności postrzegania świata, o czym zresztą nie raz się przekona. Wcześniej próbowałam go jakoś usprawiedliwiać, abyście jednak trochę go polubiły, bo moim zdaniem nie jest to zły chłopak, ale zdałam sobie, że to bezsensu. Każdy ma swoje zdanie na jego temat. I jest ok. Ciekawe, czy Twoje się zmieni w obliczu późniejszych wydarzeń ;)
I cieszę się, że postać Barty'ego wzbudziła u Cb zainteresowanie - obym jej tylko nie schrzaniła, dla dobra nas wszystkich ;)
Ok, mogę Cię powiadamiać, aczkolwiek skoro jesteś w obserwowanych, i tak dostajesz powiadomienia o nn. Ale jeśli chcesz być powiadamiana, to nie ma większego problemu.
P.S.
A mogę spytać, tak z ciekawości, jak trafiłaś na mojego bloga?
:)
UsuńTrafiłam tu chyba ze spisu opowiadań, które czyta Ginger Grant. Twój adres mnie zaciekawił:)
O, no to się cieszę ;)
UsuńDobrze to ujęłaś. Fiona okropnie dramatyzowała. Przez chwilę miałam wrażenie, że dziewczyna wpada w obsesję, szuka wrogów tam gdzie miała przyjaciół. Nazywanie przyjaciółki wiedźmą? Brzmi nie tyle co groźne, ale okrutnie. Gdzie podziała się ta miła dziewczyna z pierwszych rozdziałów? Teraz myślę, że zaczyna być zdolna do wszystkiego. Debby ujęła to w dobry sposób. Ona tylko krzywdzi sama siebie skazując siebie na towarzystwo Bradley'a. Osobiście radziłabym jej dać sobie spokój z nim, poszukać chłopaka, który będzie ją szanował. Co z tym Ślizgonem? Wydaje się być miły, chociaż wcześniej uważałam go za świra. No cóż, przynajmniej rozumie Fionę i na pewną ją szanuję. A Bradley widząc, że jego przyjaciółka coś do niego czuje sam powinien ograniczyć czas z nią spędzany. Sprawia jej tylko przykrość, kiedy zaczyna mówić o sobie i swoim związku. Przynajmniej facet ma tyle rozumu, że pójść do wioski ze swoją dziewczyną.
OdpowiedzUsuńMimo tego, co czuje Fiona, mam nadzieję, że Debby nie zabroni swojemu chłopakowi spotykać się z nią. Choć te spotkania sprawiają ból głównej bohaterce nie wiadomo jakby zachowywała się bez swojego najlepszego przyjaciela. I może stosunki dziewczyn powrócą do normy.
Ściskam, Donna.
[ trzy-wspomnienia ]
Dziękuję ślicznie za komentarz :)
UsuńCieszę się, że zauważyłaś zmianę w Fionie. Na razie nie jest ona wielka, ale coś już się tam pojawia na kształt cienia ;)
Widzę, że popierasz słowa Debby. To dobrze, bo zastanawiałam się, czy odpowiednio je stworzyłam.
Barty...Cóż, a może on jest i miły, i szalony? :P
Pozdrawiam :)
Barty to jedna wielka tajemnica :)
UsuńPrzynajmniej na razie.
Wypadałoby skomentować, ale jako że w tej chwili nie czuje potrzeby wypisania wszystkich moich wątpliwości i rzeczy, których nie zrozumiałam, dam tylko znak, że jestem i czytam. Tak więc: ZNAK. ROZDZIAŁ JEDEN Z LEPSZYCH, PODOBA MI SIĘ SCENARIUSZ SPOTKANIA DEBBY Z FIONĄ, ciągle tylko myślałam, że im coś zrobi albo w ogóle coś zrobi, w myślach cały czas powtarzałam spokojnie, wytrzymaj, nie patrz na to itp. POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńKRZYWOŁAPKA!!!
Bardzo się cieszę, że jesteś ^^
UsuńOj, mam nadzieję, że tych niezrozumianych rzeczy i wątpliwości nie jest za dużo ;) Jakby co to śmiało pytaj.
Heh, Fiona wciąż miała w pamięci tamtą aferę z klątwą, a więc powstrzymała się teraz od rękoczynów, choć ręce pewnie ją trochę świerzbiły xD
Pozdrawiam.
Coraz bardziej lubię Fionę i w pewnym sensie potrafię ją zrozumieć, wczuć się w jej położenie. Te negatywne emocje, które odczuwa do otoczenia, sprawiają, że moje zrozumienie dla niej jeszcze bardziej wzrosło, tym bardziej, że chyba mamy pewne cechy wspólne.
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak, ta zazdrość, którą odczuwa, jest bardzo zrozumiała i bardzo rzutuje na jej obecne postrzeganie świata i ludzi. Przesłania nawet racjonalne myślenie. Jakby na to nie patrzeć, mimo wszystko to uczucie do Bradleya wciąż w niej jest, i to obserwowanie jego powitania z ukochaną jeszcze bardziej wzmaga negatywne emocje.
Ta scena wyszła bardzo dobrze, choć może była nieco przesłodzona, znaczy się, w sensie, że powitanie Debby i Bradleya było takie bardzo uczuciowe i w ogóle, ale zapewne był to twój celowy zamysł. A jako, że jakoś tak bliżej mi do Fiony i ją bardziej lubię, Debby budzi we mnie niechęć i wciąż nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że jest wredna i z premedytacją rani byłą przyjaciółkę.
Teraz ich stosunki pewnie będą wyglądać inaczej, bo jednak ciężko mi sobie wyobrazić, żeby po tej rozmowie potrafiły wrócić do dawnych stosunków. Szkoda, że przez to, że obie zakochały się w tym samym chłopaku, ich długoletnia znajomość zakończyła się w taki sposób. W sumie to nawet myślałam, że Fionie znowu puszczą nerwy i zrobi coś nieprzemyślanego, ale dobrze, że się hamowała, bo miałaby znowu kłopoty.
Bradley także nie zachowuje się w pełni w porządku. Zamiast powiedzieć offen, że to koniec, wciąż podsyca w Fionie jakieś nadzieje i rani ją, a to okazując wylewnie uczucia Debby, a to oświadczając, że nie pójdzie z nią do Hogsmeade.
Nie dziwię się dziewczynie, że tak mocno wszystko przeżywa. Ale może już wkrótce przestanie się przejmować dawnymi przyjaciółmi? Mam wrażenie, że jakąś rolę odegra tu Barty i może zostawiona sama sobie Fiona właśnie do niego się teraz zbliży?
Och, i coraz bardziej zastanawia mnie, co planujesz ^^.
O, jestem mile zaskoczona, że potrafisz się trochę utożsamić z Fioną, przynajmniej na razie ;)
UsuńDziękuję ślicznie za cały komentarz ^^
No, zdaję sobie sprawę, że te czułości pomiędzy Debby i Bradley'em ociekają słodyczą, ale to chyba normalnie dla zakochanych par, zwłaszcza tych, które witają się po rozłące ;)
Debby...cóż, trochę wredna na pewno jest. Wiesz, zastanawiam się nad bonusem, w którym trochę odsłonię myśli drugoplanowych bohaterów, takich właśnie jak Debby czy Bradley. Zwłaszcza w przypadku tej pierwszej by się to przydało, bo widzę, że jej zachowanie jest dla Was sporą zagadką, której rozwiązania potem nie będe miała za bardzo jak Wam ukazać. Pomyślę nad tym. Oczywiście taki bonus musi trafić w odpowiednie miejsce pomiędzy rozdziałami.
Jak pisałam o ich kończącej się przyjaźni, też mi się zrobiło żal. Zwłaszcza, że te wszystkie lata zagiął chłopak. Ale cóż, może one się lubiły jako małe dziewczynki, a teraz, kiedy podrosły, ich drogi nie idą już w tym samym kierunku. Tak się niestety zdarza.
Pozdrawiam serdecznie :)
" Nad nami wisiały szare prześcieradła chmur deszczowych, a powietrze pachniało chłodem." - Świetne zdanie, bo wręcz poczułam ten zapach - jeden z moich ulubionych! Bradley zdaje mi się być typem chłopaka, który jest dla wszystkich miły i dobry i nie chce nikomu sprawić przykrości... W ten oto sposób robi nadzieje Fionie. I robi się gorzej. Osobiście coraz bardziej przekonuję się do idei, że powinien być Puchonem - pracowitym, uczciwym, dobrym i pomocnym.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał i choć (tak jak już ktoś wyżej wspomniał) niektóre metafory mnie drażnią, to ogólnie ciekawie prowadzisz narrację pierwszoosobową, jest ona indywidualna i ma charakter - w tym przypadku zapewne naszej biednej Fiony :) Czekam na kolejny rozdział!
Dziękuję Ci bardzo :)
UsuńHeh, mnie osobiście to zdanie także się podoba ^^
Dobrze postrzegasz Bradley'a. Puchonem? Wiesz, nie pomyślałam o tym, zawsze widziałam go w barwach Gryffindoru. Może i teraz przypomina wychowanka Huffelpuffu, ale w przyszłości wykaże się również odwagą, która potwierdzi jego bycie Gryfonem ;)
Pozdrawiam.
I bardzo dobrze, nie każdy musi być stuprocentowym Gryfonem czy Ślizgonem, barwne i niejednoznaczne postacie to duży plus :)
UsuńDzięki :) Też tak uważam.
Usuńco mnie zainteresowało? Belka. Czemu? Chyba każdy wie, że powinnam leczyć się z dwóch rzeczy: z pisania i Wicketa :P
OdpowiedzUsuńTo chyba pierwsze Twoje opowiadanie, które przeczytałam. Coś mi się tak zdaje... Podoba mi się Twój styl. Czyta się szybko i płynnie, nie ma żadnych przydługich zdań, gdzie nie wiadomo potem jak wpisywać przecinki.
Fajnie wykreowałaś główną bohaterkę, choć jakoś nie mogę przekonać się do jej imienia. Grrr... kojarzy mi się ze Shrekiem. Nie powiem, abym jakoś specjalnie ja lubiła, ale jestem ciekawa co zrobi, a to wydaje się być ważniejsze od bezsensownego uwielbienia do jakiejś postaci.
Bo ona ma chyba jakieś alter ego po tym rozdziale :) a ja lubię jak bohaterowie są rozdwojeni i chwilami nie panują nad swoimi emocjami. Wydaje mi się że wyniknie z tego jakaś grubsza sprawa.
jejku, chciałam tyle rzeczy napisać, a teraz wyleciały mi z głowy. Ale będę się starała być pod każdym rozdziałem :)
Pozdrawiam.
Bardzo się cieszę, że zainteresowałaś się moim blogiem. Czuję z tego powodu swojego rozdzaju zaszczyt, bo jesteś jednym z moich blogowych wzorców ;) Mam tylko nadzieję, że Cię nie zawiodę. I tak, to pierwsze moje opowiadanie, którego jesteś czytelniczką.
UsuńHeh, ja niestety na razie mogę tylko podziwiać piosenki z Wicked.
Cóż, imię Fiona chyba każdemu kojarzy się ze Shrekiem - mam same miłe wspomnienia po obejrzeniu tego filmu, dlatego tak nazwałam główną bohaterkę. Samą ogrzycę też tak średnio lubię, ale jej imię jest ładne i oryginalne, no i dość charakterystyczne ;)
Tak, w tym rozdziale Fiona jest trochę ,,mroczniejsza'', ale dziewczyna po prostu kieruje się emocjami, a jej charakter ciągle ulega zmianom.
Dziękuję za opinię i pozdrawiam :*
Z każdym rozdziałem jest chyba więcej emocji. Chociaż początkowo potępiałam Fionę za jej czyn, teraz czułam złość, rozczarowanie i chęć pokonania Debby wraz z nią. Nie podoba mi się, że jej przyjaciółka tak ją odsuwa od wszystkiego. Rozumiem ból, jaki został jej zadany, lecz przecież Fiona jest przyjaciółką Brada, ma do niego pewne prawo, nie szkodzi, że ten nie darzy jej miłością. Kurcze, chciałabym, żeby Fiona jakoś odbiła Brada tej Debby, żeby mimo wszystko, narodziło się między nimi jakieś uczucie. Czekam, co wymyślisz. Pozdrawiam! Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie za opinię :)
UsuńJak by Ci tu odpowiedzieć, aby nie wybrać którejś ze stron...
Debby została zaatakowana przez najlepszą przyjaciółkę i dlatego woli teraz ograniczyć kontakt, swój oraz bliskich, z Fioną. Po prostu jej nie ufa, choć może sposób, w jaki to okazuje, jest dość szorstki.
Ale Fiona faktycznie ma prawo do zachowania przyjaźni z Bradley'em...Czy utrze Debby nosa? Cóż, zobaczysz ;)
Pozdrawiam.
Rozdział ja zwykle mi się podobał^^ Oczywiście, tak się wczytałam, że aż się zdziwiłam, że to już koniec;)
OdpowiedzUsuńSądzę, że pierwsza reakcja Debby jest słuszna, bądź co bądź, Fiona skazała ją na miesięczną pustkę. Jednak zirytowało mnie to, że Debby tak ostro ją potraktowała. Powinna wiedzieć, że Fiona bardzo to przeżywa, a ona od razu na wstępie mówi jej, że z ich przyjażnią koniec i, żeby o Bradleyu zapomniała, bo należał do niej. Moim zdaniem tak przyjaciółka się nie zachowuje.
Dobrze, że chociaż Bradley ma zdrowy rozsądek i nie potępia Fiony i chce się z nią dalej przyjaźnić, mimo wszystko. Szkoda, że plany, które chcieli zrealizować w wiosce, nie spełni się. Dla Fiony na pewno jest to cios w samo serce.
Bardzo mi się podobały te rozmyślenia Fiony. Świetnie ukazujesz emocje bohaterki. Czapki z głów:)
Czekam na next:)
Pozdrawiam serdecznie:*
Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa i za to, że tak sie wczułaś w losy bohaterów ^^
UsuńJak widać, obie dziewczyny w dalszym ciągu popełniają błędy, a ich przyjaźń kieruje się ku końcowi.
Tak, dla Fiony ta odmowa jest bardzo krzywdząca, bo już przyzwyczaiła się, że Bradley ciągle spędza z nią czas.
Pozdrawiam :*
Śliczny nowy szablon:) Strzelam, że tym kimś obok Fiony jest Barty:)
UsuńI tak w ogóle... W linkach ciągle masz mój zły adres na Scorpiusa;)
Dziękuję, też tak uważam :) Masz rację, to Barty^^
UsuńOj, wybacz, poprawię to. I zaraz przeczytam nową notkę u Ciebie ;)
O, trafiłam! ^^
UsuńWreszcie Dusia w czymś się nie pomyliła^^
Bardzo podobał mi się ten rozdział. Potrafisz fantastycznie opisywać emocje, a Twój styl pisania sugeruje mi, że potrafiłabyś zwyczajne mycie zębów rozpisać na dwie strony a4 - podoba mi się to :). Szkoda mi się zrobiło Fiony: najpierw kłótnia z Debby, potem nie pójdzie do Hogsmeade z Bradley'em... Podświadomie liczę, że Debby i on zerwą i Bradley będzie z Fioną ^^. Cóż, czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję Ci ślicznie za miłą opinię ^^
UsuńHeh, może nie na dwie strony, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba, na pewno poświęciłabym temu opisowi trochę miejsca ;)
Pozdrawiam.
Rozumiem, że Fiona darzy Bradley'a silnym uczuciem i trudno jest jej zrezygnować z jego obecności w swoim życiu, niemniej powinna to zrobić dla własnego dobra. Bo chłopak sobie z nią pogrywa - ma dziewczynę, a jednak siedział tak blisko Fiony, do tego ten buziak... Okej, można to odbierać jako przyjacielskie gesty, ale chłopak powinien je zwyczajnie ograniczyć, skoro wie, co czuje do niego Fiona i jaką to musi wywoływać u niej reakcję. Myślę, że dziewczyna dobrze zrobiłaby, gdyby przynajmniej na jakiś czas odseparowała się od dawnych przyjaciół, by nabrać dystansu i do swoich uczuć, i do ich związku. Inaczej ciągle będzie siebie ranić towarzystwem ich obojga, bo przecież jako para nie będą sobie szczędzić czułości nawet w jej towarzystwie.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Debby za to, że chciała zachować dystans między sobą a Fioną. Po takiej sytuacji byłoby to jak najbardziej naturalne, przecież trudno jest odbudować zaufanie, gdy jedna z dziewczyn zaatakowała drugą, a do tego darzy uczuciem jej chłopaka.
Mam nadzieję, że nie karzesz nam więcej tyle czekać na rozdział i bardzo ciekawa jestem wspomnianego przełomu :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Ci za komentarz :)
UsuńTeż uważałam, że takie katowanie siebie nie ma sensu i lepiej jest ograniczyć kontakt. Cieszę się również, że rozumiesz postępowanie Debby.
Nie, już na pewno na kolejny rozdział nie będziecie musieli czekać całego miesiąca ;)
Pozdrawiam.
Przepraszam, że jestem dopiero teraz, wstyd mi, ale nie zauważyłam, że dodałaś coś nowego.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście bardzo mi się podobał, ale sama nie wiem, co myśleć - z jednej strony rozumiem złość Fiony, ale z drugiej rozumiem, że Debby może mieć do niej żal. Ech, tak to już jest, jak ktoś się pokłóci o chłopaka, ale cieszę się, że tu u Ciebie występuje taka sytuacja, bo to do bólu prawdopodobne i życiowe. Bradley też nie zyskał mojej sympatii, jak ostatnio zaskrobał jej sobie u mnie więcej, tak teraz ją stracił. Zdecydowanie powinien się ograniczać, skoro widzi (bo widzi?), że Fiona też coś do niego czuje.
Wiem, że króciutko i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie - pod następnym rozdziałem postaram się bardziej. Weny!
Pozdrawiam ;*
PS Nie wiem, czy zauważyłam, ale na kolysanka-dla-nieznajomej jest nowy rozdział ^^
Nic się nie stało. Dziękuję Ci ślicznie za opinię :)
UsuńPozdrawiam.